„Tancerzy burzy”, czyli pierwszy tom bardzo chwalonej i polecanej trylogii „Wojna lotosowa”, miałam jakiś czas temu przyjemność dla Was recenzować. Pisałam wtedy, że całkiem mi się spodobał, ale nie znalazłam w nim tego czegoś, czym zachwycało się wiele osób. Przedstawiona przez Kristoffa historia była dobra, ale nic poza tym. Spodobała mi się jednak na tyle, że postanowiłam sięgnąć po kolejny tom z nadzieją, że może jeszcze będzie mi dane zakochać się w tej serii. I wiecie co? Po lekturze „Bratobójcy” znacznie się do tego zbliżyłam.

Groźba wojny domowej unosi się nad imperium Shimy. Gildia Lotosu konspiruje w celu odnowienia dynastii i zdławienia rosnącego buntu przez zaprzysiężenie nowego szoguna. Nie pragnie on niczego więcej niż widzieć Yukiko martwą! Rebelianci Kagé czają się w komnatach pałacu szoguna. Planują spisek w celu obalenia szoguna przed jego wstąpieniem na tron. Nowy wróg zbiera siły. Tymczasem po drugiej stronie oceanu Yukiko i Burru zmierzą się z wrogami, których nie pokona ani katana, ani tygrysi pazur.  (źródło)

bratobojca1

Zaczęłam „Bratobójcę” parę dni po skończeniu „Tancerzy burzy” i liczyłam na to, że szybko uda mi się wciągnąć w tę obszernie wyglądającą powieść. Niestety, było zupełnie inaczej. Po przeczytaniu kilku rozdziałów w ogóle nie czułam zainteresowania fabułą, każda strona szła mi opornie i zastanawiałam się, co się stało. Wyszło na to, że zanim na dobre zajęłam się „Bratobójcą”, przeczytałam trzy inne powieści. Na szczęście, mniej więcej w okolicach 1/3 książki nareszcie zauważyłam, że moje tempo czytania wzrosło i pochłaniam kolejne strony z rosnącym zaciekawieniem. Szkoda, że nie było tak od początku, gdyż pierwsze 100 – 150 stron trochę zniechęciło mnie do poznawania dalszej części. Cieszę się jednak, że nie zdecydowałam się odłożyć tej powieści do przeczytania „kiedyś” – czyli zapewne nigdy – bo dalszy jej ciąg prawie całkowicie zrekompensował mi to, co miało miejsce wcześniej.

Po połowie książki zaczynają się bowiem częściej pojawiać elementy, które uważam za największe zalety tej powieści: zwroty akcji. W „Tancerzach burzy” też one występowały, ale nie niosły ze sobą takiej wagi, jak ma to miejsce w przypadku „Bratobójcy”. Tutaj plot twisty były znacznie bardziej emocjonujące i zaskakujące. Okazało się, że nawet sytuacji z pozoru oczywistych nie można być pewnym, bo autor postanowił zagmatwać swoją fabułę w zupełnie nieprzewidywalny sposób. Nie raz swoimi rozwiązaniami robił mi wodę z mózgu i sprawił, że nie mogłam uwierzyć w to, co czytam. Za tak genialne stworzenie akcji należą się Kristoffowi duże brawa!

bratobojca2

Autor dużo czasu poświęcił też rozwojowi bohaterów. Postacie, które w poprzedniej części nie grały dużej roli, w „Bratobójcy” doszły do głosu i stały się ważnymi elementami historii. Pojawiło się również grono osób całkowicie nowych, wprowadzonych dopiero na przełomie fabuły tej powieści i oni też zyskali swoje historie i mieli do odegrania ważną rolę w kluczowych wydarzeniach. O ile w „Tancerzach burzy” nie do końca przekonała mnie główna bohaterka – Yukiko, to tym razem taka sytuacja nie miała miejsca. Zaczęłam lubić tę dziewczynę i zdecydowanie kibicowałam tancerce burzy. Jej tygrys gromu już wcześniej podbił moje serce i w trakcie lektury tej części to uczucie tylko ewoluowało w jeszcze bardziej pozytywną stronę.

„Wojna lotosowa” to jak do tej pory szalenie emocjonująca seria. Kristoffowi udał się zawrzeć również w „Bratobójcy” ogromną ilość uczuć, które wylewają się z kart tej powieści. Nie są to jednak – jak to najczęściej bywa w większości młodzieżówek – same pozytywne emocje. W drugim tomie, podobnie jak w pierwszym, znacznie bardziej odczuwalne są te negatywne. Dużo tu żalu, strachu, bólu i przygnębienia. Myślę, że przed sięgnięciem po te książki warto być na to przygotowanym.

Odniosłam wrażenie, że „Bratobójca” jest znacznie bardziej brutalną powieścią od „Tancerzy burzy”. Drastycznych wydarzeń pojawia się tu znacznie więcej, więc ostrzegam przed tym osoby wrażliwe. Krwi leje się sporo, a niektóre opisy nie pozostawiają zbyt dużo miejsca wyobraźni. Jest to jednak tak dobrze wkomponowane w akcję, że w żaden sposób nie działa na niekorzyść tej książki. Przeciwnie – sprawia, że wydarzenia mające tu miejsce stają się bardziej realistyczne i  trudno określić przedstawiony świat jako bajkowy.

bratobojca3

Ta powieść ma niezwykły klimat, który autor uzyskał poprzez połączenie fantastyki z kulturą japońską i steampunkiem. Już w recenzji „Tancerzy burzy” wspominałam, jak świetnie udało się autorowi spleść razem te elementy, tworząc jedyny w swoim rodzaju nastrój. Momentami – głównie pod sam koniec książki – przypominał mi on klimat powieści Brandona Sandersona, co naprawdę mnie zaskoczyło.

„Bratobójca” jest wspaniałą kontynuacją „Tancerzy burzy”. Ta powieść przypadła mi do gustu znacznie bardziej niż poprzedniczka głównie dzięki ogromnie emocjonującej i wciągającej fabule oraz ciekawemu rozwojowi bohaterów. Z niecierpliwością czekam na moment, kiedy sięgnę po zakończenie tej serii. „Głosząca kres” czeka już na mnie na półce i mam nadzieję, że podobnie jak ta książka mnie nie rozczaruje.


Słyszeliście już o tej serii? Mieliście okazję czytać któryś z tomów? Co o nich sądzicie? Czekam na Wasze opinie w komentarzach 🙂

Wydawnictwo Uroboros

Wydawnictwo Uroboros