Muszę przyznać, że w stosunku do powieści Colleen Hoover mam dość mieszane uczucia. Ta autorka, nazwana nawet „królową New Adult” ma rzesze fanów zarówno w Polsce, jak i na całym świecie. Ja do tego grona z pewnością nie należę. Przeczytałam już parę jej powieści („Hopeless”, „Maybe someday”, „Pułapkę uczuć”, „Ugly love” i „Never never”) i żadna z nich nie przypadła mi zbytnio do gustu. Najlepsze (mimo beznadziejnego zakończenia) okazało się „Never never”, napisane wraz z Tarryn Fisher. Coś jednak jest takiego w książkach Hoover, że mimo tego, że każda, którą czytam w taki czy inny sposób mnie rozczarowuje, sięgam po większość jej powieści. Teraz przyszedł czas na „Confess”, które wiele osób uważa za najlepszy twór w dorobku autorki. Czy faktycznie jest to takie arcydzieło? A może spotkało mnie kolejne rozczarowanie?

Niewypowiedziane pragnienia, bolesna przeszłość i głęboko skrywane grzechy są dla Owena największą inspiracją. Utalentowany malarz kolekcjonuje anonimowe wyznania i przenosi je na płótno. Auburn od kilku lat walczy o odzyskanie normalnego życia i desperacko potrzebuje pieniędzy. Zakochanie się w przystojnym malarzu nie jest częścią jej planu, ale przekorne przeznaczenie stawia na swoim. Dziewczyna odkrywa jednak, że przeszłość ukochanego może odebrać jej to, co dla niej najważniejsze… (źródło)

51zuvnkvx-l-_sy346_Trzeba powiedzieć, że sam pomysł na fabułę „Confess” jest bardzo ciekawy. Wprowadzenie motywu artysty, który maluje wyznania pozostawione przez różne, nieznajome osoby naprawdę mi się spodobał. Jako punkt wyjściowy sprawdził się świetnie i właśnie dzięki temu pierwsze kilka rozdziałów tej książki czytało mi się zaskakująco dobrze. Ba, myślałam nawet, że jeśli taki stan utrzyma się do końca, to zmienię zdanie na temat twórczości Hoover. Ale nie. Wraz z biegiem wydarzeń ten intrygujący motyw szybko zszedł na dalszy plan, aby po czasie zostać porzuconym na rzecz innych, o wiele bardziej oklepanych wątków. Niesamowicie mi przykro z tego powodu, bo zapowiadało się coś naprawdę z efektem wow. W moim odczuciu w tej kwestii autorka strasznie zmarnowała potencjał historii.

Nie zmienia to faktu, że całość czytało się dość dobrze. Hoover zaplanowała fabułę tak, że bardzo łatwo się wciągnąć w losy Auburn i Owena. Budową „Confess” przypomina wszystkie inne jej powieści, więc osoby szukające jakiejś innowacji raczej będą rozczarowane. Mimo to jednak ta książka pod względem technicznym napisana została świetnie i nie sposób tego nie docenić. Nie znajdziemy tu wielu strasznie rzucających się w oczy absurdów, co warto ocenić na plus. Wydarzenia zostały rozplanowane tak, żeby wywoływać u czytelnika emocje i doprowadzać go do płaczu. Z większości opinii, które czytałam wynika, że tak właśnie jest. Ja jednak nie należę do osób, które wzruszają się podczas lektury i koło tych wszystkich tragedii opisanych przez Hoover przechodzę dość obojętnie. Nie wzbudzają we mnie w ogóle emocji. Może właśnie z tego powodu nie podobają mi się jej książki tak bardzo, jak reszcie czytelników?

confess_el_500pxPrzejdźmy wreszcie do kwestii bohaterów. Auburn i Owen zostali całkiem ciekawie wykreowani. Oboje zaskarbili sobie moją sympatię i od początku im kibicowałam. Nie irytowali mnie i zachowywali się w miarę racjonalnie, więc nie będę się czepiać. Muszę jednak wylać swoje żale w temacie dość mocno z nimi powiązanym. Nie będzie to spoilerem, jeśli powiem, że postacie stworzone przez Hoover (podobnie, jak w innych jej książkach) w „Confess” mają swoje tajemnice z przeszłości, które w znacznym stopniu wpływają na teraźniejszość. Nie jest to zły pomysł, bo ma na celu dodatkowo zaciekawić czytelnika i jeszcze bardziej przyciągnąć go do lektury, ale moim zdaniem czasami autorce zdarza się w tej kwestii nieco przesadzić. Rozumiem, że im więcej dramatów, tym lepiej (bo ciekawe i wzruszające), lecz trzeba wiedzieć, kiedy powiedzieć stop. Główni bohaterowie „Confess” zostali naznaczeni przez los tak dużą ilością tragedii, że ciężko uwierzyć, aby takie osoby miały szansę żyć naprawdę. Mam wrażenie, że w tej książce pojawia się chyba KAŻDY możliwy wątek, wokół którego można zbudować mniejszy lub większy dramat. Dość mocno radziło mnie to w oczy, szczególnie w drugiej części książki, kiedy te postacie zostały przedstawione w wiarygodny sposób, a autorka wraz z kolejnym rozdziałem dołożyła i Auburn, i Owenowi jeszcze więcej chwytających za serce przeżyć z przeszłości. Ok, jestem w stanie zrozumieć cel, w jakim Hoover to zrobiła – podkreślenie, że niezależnie od wcześniejszych wydarzeń z życia każdy ma szansę na miłość i szczęście – ale po prostu co za dużo, to niezdrowo.

Nie myślcie czasami, że „Confess” to zła powieść. Nie, w żadnym wypadku tak nie jest. Jak już powiedziałam wcześniej, pod względem technicznym Hoover stoi na naprawdę wysokim poziomie i z każdą kolejną wydawaną przez nią powieścią widać postęp (szczególnie, jeśli porównamy „Confess” do np. „Pułapki uczuć”, jednej z pierwszych książek Colleen). Doceniam to, że stara się ona wspominać w swoich powieściach o tematach ważnych i aktualnych. Ta autorka ma talent do przedstawiania często „trudnych” wątków sposób bardzo przystępny dla czytelnika. Niewiarygodnie dobrze wychodzi jej też opisywanie relacji między główną parą bohaterów – w trakcie czytania można dosłownie wyczuć chemię między postaciami, co czyni ich miłość szczerą, niemal nie do podważenia. Wydaje mi się, że w gatunku New Adult to właśnie Hoover przoduje w tej kwestii i zapewne dlatego nadano jej tytuł „królowej” tego typu powieści.

confess-b-iext48775452Muszę jednak przyznać, że ja osobiście zachwycona nie jestem. Nie należę do fanek NA i praktycznie każda kolejna książka wpisująca się w jego ramy wydaje mi się taka sama. Mimo że „Confess” wyróżnia się pod względem wątku przewodniego (malarza i wyznań), to ma bardzo dużo elementów wspólnych z pozostałymi powieściami tego gatunku. To po prostu dobrze napisany, wciągający romans, który na pewno spodoba się fankom twórczości Hoover. Ja odkładam tę powieść na półkę ani nie zaskoczona, ani nie rozczarowana. Moje przewidywania w stosunku do „Confess” całkowicie się sprawdziły. Teraz wiem na pewno, że pióro Hoover po prostu nie jest dla mnie i prawdopodobnie daruję sobie pozostałe książki jej autorstwa na rzecz czegoś zupełnie innego.


A co Wy sądzicie o tej autorce? Podobało Wam się „Confess”? Należycie do fanów Colleen Hoover czy może też macie do niej zupełnie inny stosunek? Jestem ciekawa Waszej opinii 🙂