Macie czasami coś takiego, że jakąś książkę widzicie dosłownie wszędzie? Niezależnie od tego, czy wejdziecie na Facebooka, Youtube’a czy odwiedzane przez Was blogi? W okolicach premiery „Diabolika” S.J. Kincaid dosłownie za mną chodziła. Przeglądałam kolejne pojawiające się recenzje tej powieści i stwierdziłam, że i ja muszę ją przeczytać. Udało mi się ją zdobyć, jednak nie zabrałam się za nią od razu – miałam wiele innych tytułów do czytania, a gdy szum medialny w końcu ucichł, zapomniałam o tej książce. Zaczęłam ją czytać kilka miesięcy temu przez przypadek, po prostu dla zabicia czasu. Parę dni temu do niej wróciłam i udało mi się wreszcie skończyć lekturę. Czy zgadzam się z tymi wszystkimi bardzo pozytywnymi opiniami na temat „Diaboliki”? A może należę do osób, którym ta powieść zwyczajnie nie przypadła do gustu? Zapraszam do dalszej lektury 🙂

Diaboliki nie znają litości.
Diaboliki są silne.
Ich przeznaczeniem jest zabijać w obronie człowieka, dla którego zostały wyhodowane.
Nic więcej się nie liczy.
Wyglądamy jak ludzie. Jesteśmy agresywni, zdolni do bezgranicznego okrucieństwa i absolutnej lojalności. Właśnie dlatego jesteśmy strażnikami zamożnych rodzin.
Służę córce senatora, Sydonii, którą traktuję jak siostrę. Zrobiłabym dla niej wszystko. Teraz, aby ją ochronić, muszę udawać, że nią jestem, zachowując w tajemnicy moje zdolności. Wśród bezwzględnych polityków walczących o władzę w imperium odkryłam w sobie cechę, której zawsze mi odmawiano – człowieczeństwo.
Mam na imię Nemezis i jestem diaboliką. Czy mogę zostać iskrą, która rozbłyśnie w mroku imperium? (źródło: Moondrive)

81vmia7saclSzczerze mówiąc, do przeczytania tej książki tak naprawdę nakłonił mnie jej opis. Zapowiadał bardzo ciekawą, poprowadzoną w nowy dla mnie sposób fabułę, bo o istotach, które są zaprogramowane do ochrony konkretnej osoby jeszcze nigdy wcześniej nie czytałam. Ciekawiło mnie to, jak autorka poradzi sobie z wymyślonym przez siebie konceptem i czy wykorzysta jego potencjał. Muszę przyznać, że pod tym względem „Diabolika” mnie nie rozczarowała. Kincaid konsekwentnie prowadzi przedstawiony przez siebie wątek i można odczuć, że wszystkie wydarzenia, które miały miejsce w tej powieści zostały przez nią wcześniej przemyślane.

Miałam pewne obawy przed sięgnięciem po tę powieść, ponieważ zawiera ona bardzo dużo elementów charakterystycznych dla literatury science-fiction, której nie jestem fanką. Okazało się jednak, że w „Diabolice” zupełnie mi one nie przeszkadzają! Co więcej, nawet cieszę się, że akcja powieści dzieje się w takim miejscu i czasie, ponieważ dzięki temu świat wykreowany przez autorkę jest o wiele ciekawszy. Bohaterowie nie mieszkają w domach, ale w miejscach przypominających statki kosmiczne, którymi można się przemieszczać. Imperium rządzone przez cesarza składa się z wielu prowincji, mieszczących się na różnych planetach i gwiazdach. Cenioną rozrywką wśród arystokracji są bale organizowane przy wyłączonej grawitacji. A, i jeszcze wdychanie różnorodnych używek jest na porządku dziennym właśnie w towarzystwie wyższych sfer, ponieważ dzięki nim przyjemniej i lepiej można się bawić. To tylko kilka przykładów, które pokazują, jak fascynujący i często zaskakujący jest świat stworzony w „Diabolice”. Sama nie mogę uwierzyć, że tak bardzo mi się on spodobał, bo z reguły coś takiego mnie odrzuca od książek. Tym razem jednak całkowicie kupuję wszystko, co z nim związane i jestem pod wrażeniem wyobraźni autorki.

Aczkolwiek mimo tego, że ten aspekt powieści przypadł mi do gustu, nie potrafiłam się wciągnąć w fabułę. Jak już wcześniej wspomniałam, zaczęłam czytać „Diabolikę” przez przypadek, bo akurat była pierwsza na liście na moim czytniku. Dotarłam do mniej więcej 50 strony i dalej lektura niesamowicie mi się dłużyła. Mało co się działo i tak naprawdę to bez zbytniego żalu odłożyłam tę książkę, planując do niej za szybko nie wracać. Upłynęło parę miesięcy, w czasie których „Diabolika” leżała nienaruszona. W zeszłym tygodniu jednak coś mnie tknęło i postanowiłam wreszcie ją dokończyć. Aż do połowy powieści w dalszym ciągu się nudziłam, ale na szczęście po przekroczeniu 50 % książki sytuacja się zmieniła. Fabuła zaczęła przybierać konkretny bieg, wydarzyło się kilka zaskakujących rzeczy i koniec końców drugą część czytało mi się o niebo lepiej. Wtedy nastąpił też pewnego rodzaju zwrot w zachowaniu bohaterów, co w dużym stopniu zaważyło na moim stosunku do całej powieści.

the-diabolic-covers-1Jeśli chodzi o postacie, to tu również mam parę kwestii do omówienia. Nasza główna bohaterka, diabolika Nemesis (imię nieprzypadkowo zaczerpnięto od greckiej bogini zemsty) jest wykreowana w dość zaskakujący sposób. Jako osoba zaprojektowana do opieki i ochrony jednej konkretnej osoby ma z góry ustalone priorytety. Zrobi wszystko dla swojej przyjaciółki i jest gotowa nawet umrzeć, jeśli przyniesie to Sydonii korzyść. Z powodu pierwszoosobowej narracji prowadzonej właśnie z perspektywy diaboliki, dość często jest nam to przypominane. Na mój gust trochę zbyt często, bo Nemesis zdaje się myśleć tylko o przyjaciółce, gubiąc w tym to, co dla niej samej powinno być ważne. Nawet w trakcie biegu fabuły, sposób myślenia diaboliki się nie zmienia, co jest przejawem dość zauważalnej konsekwencji autorki w budowaniu charakteru bohaterów.  Muszę przyznać, że naprawdę polubiłam Nemesis i kibicowałam jej przez całą książkę, mając nadzieję na korzystny dla niej samej przebieg wydarzeń. Zupełnie jednak nie potrafię cenić jej przyjaciółki. Sydonia w moim odczuciu była osobą zbyt naiwną, ufną i zupełnie nieprzygotowaną do dworskich gierek. Obie te postacie zostały stworzone na zasadzie kontrastu – Nemesis była tą odważną, rozsądną, realistycznie myślącą, a Donia bojaźliwą i łagodną. Mnie osobiście o wiele bardziej przypadła do gustu diabolika i jej sposób postępowania.

Bohaterom drugoplanowym stworzonym przez Kincaid nie mam generalnie nic konkretnego do zarzucenia. Zostali oni przedstawieni w wiarygodny, ciekawy sposób. Autorka przygotowała dla czytelnika grono intrygujących postaci, wśród których ja znalazłam zdecydowanego faworyta. Jest nim Tyrus, „szalony” następca tronu – jestem jego fanką już od pierwszego momentu, kiedy się pojawił. To niezwykle zadziwiający, pełen tajemnic bohater, który całkowicie zdobył sobie moje serce <3 Co poradzę, po prostu mam słabość do książąt 😀 Nie zdradzę Wam o nim nic więcej, powiem tylko, że chociaż dla niego warto się zapoznać z „Diaboliką” 🙂

page_1Podsumowując: ta książka bardzo mi się spodobała. Mimo paru minusów (m.in. za wolno rozwijającej się akcji), całość prezentuje się niespodziewanie dobrze. „Diabolika” to nietuzinkowa opowieść z interesującymi bohaterami i wprowadzającym powiew świeżości światem przedstawionym. Z całą pewnością to jedna z najciekawszych premier ostatnich miesięcy i naprawdę serdecznie ją Wam polecam.


Czytaliście już „Diabolikę”? Co o niej sądzicie? A może dopiero zamierzacie po nią sięgnąć? Koniecznie dajcie znać w komentarzach 🙂