Osoby, które nie czytały jeszcze pierwszej części („Tysiąc odłamków ciebie”) ostrzegam przed spoilerami, które mogą kryć się w opisie akcji zaznaczonym pochyłym drukiem. Pozostała część opinii nie zdradza nic, co mogłoby zepsuć frajdę z czytania ?

***

Odkąd Marguerite użyła Firebirda, wynalazku rodziców, żeby podróżować do innych wymiarów, przyciągnęła uwagę wrogów, którzy nie cofną się przed niczym, aby zmusić ją do pomocy w podbiciu wszystkich wymiarów – nawet przed skrzywdzeniem ludzi, których kocha. Opiera się, dopóki jej chłopak, Paul, nie zostaje zaatakowany a jego dusza rozszczepiona i rozrzucona po wielu wymiarach.(źródło)

***

Mimo że „Tysiąc odłamków ciebie” nie było powieścią idealną, to cała historia zaciekawiła mnie na tyle, że zdecydowałam się sięgnąć po kontynuację. Miałam nadzieję, że okaże się ona lepsza od poprzedniczki i liczyłam na jeszcze milej spędzony czas niż w trakcie lektury pierwszego tomu. W „Dziesięć tysięcy słońc nad tobą” autorce udało się uniknąć części błędów, które raziły mnie w poprzedniej części (możecie o nich przeczytać więcej w mojej opinii tutaj), ale do miana genialnej jeszcze trochę tej książce brakuje.

Po względem samej konstrukcji ta powieść nie różni się znacząco od „Tysiąc odłamków ciebie”. Znowu mamy w niej do czynienia z podróżami międzywymiarowymi, chociaż w większości poznajemy zupełnie nowe światy. Zostały one przedstawione o wiele lepiej, niż w przypadku pierwszego tomu. Tam narzekałam na brak różnorodności, czego nie mogę zrobić mówiąc o tej części. Autorce udało się przedstawić kilka wymiarów różniących się pod zupełnie innymi względami. Chodzi tu nie tylko o czas, w jakim żyją ich mieszkańcy, ale także o stopień zaawansowania technologicznego i relacje łączące poszczególnych bohaterów.

10tysslonc-400x592

Znaczną poprawę w stosunku do pierwszego tomu widać też w aspekcie, który dość znacznie przyciągnął w nim moją uwagę. W „Tysiąc odłamków ciebie” nie podobał mi się sposób przedstawienia przez Gray kolejnych wymiarów. Jeden z nich przeciągał się przez ponad sto stron, a pozostałe z kolei zajmowały tylko parę rozdziałów. Tutaj na szczęście nie ma takiego problemu. Autorka wyrównała ilość miejsca poświęconego każdemu z wymiarów, przez co zostały one rozwinięte w podobnym stopniu. Dzięki braku dominacji jednego uniwersum i rozwiniętej różnorodności wśród wszystkich światów przedstawionych przez Gray zauważyłam znaczną różnicę w moim tempie czytania tej powieści. Nie towarzyszyła mi nuda, ale zainteresowanie tym, co  może pojawić się na kolejnych stronach. Udało mi się pochłonąć „Dziesięć tysięcy słońc nad tobą” w trzy wieczory, podczas gdy czytanie poprzedniego tomu zajęło mi prawie tydzień.

Jeśli chodzi o kreację bohaterów, to trudno znaleźć coś wyjątkowego. Główna postać i jednocześnie narratorka całej historii – Marguerite – to typowa nastolatka. Mimo tego, że jest bardzo sympatyczną osobą, ma swoje gorsze momenty, w których potrafi być bardzo irytująca. Głównie ujawnia się to w jej przemyśleniach, które czasami bywają naprawdę męczące, kiedy dziewczyna po raz kolejny powtarza to samo, co już wiemy z poprzednich rozdziałów. Biorąc pod uwagę całą powieść jest to mało znacząca wada, na którą spokojnie można przymknąć oko.

Nie mogę za to nie wspomnieć o tym, co irytowało mnie już w poprzedniej części tej serii – sposób wyjaśnienia głównej intrygi całej powieści. Tak samo, jak w pierwszym tomie, w „Dziesięć tysięcy słońc nad tobą” poznajemy motywacje „tych złych” bohaterów mniej więcej w kilku ostatnich rozdziałach książki. Moim zdaniem to, co kierowało poszczególnymi postaciami w trakcie ich działań zostało przedstawione w mocno naciągany sposób. Niby na siłę ma to sens, ale nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek starał się zrealizować swoje cele w taki sposób, jak ten przedstawiony w tej części przez autorkę. Trzeba jednak przyznać, że Gray udało się stworzyć świetne samo zakończenie. Ostatnie parę stron obfituje w naprawdę nieprzewidywalny zwrot akcji, który bardzo mnie zaskoczył i sprawił, że już nie mogę się doczekać kolejnego, ostatniego już tomu tej serii.

17234659

Wróćmy jeszcze na koniec do bohaterów, a konkretnie do dotyczącego ich wątku miłosnego. Przed przeczytaniem tej książki byłam do niego dość neutralnie nastawiona i częściowo dalej to podtrzymuję. Romans – obok motywu podróży między wymiarami – jest jednym z najważniejszych elementów całej tej serii. Teoretycznie wszystko w nim gra, jednak czasami miałam wrażenie, że jest go trochę za dużo. Marguerite myślała praktycznie tylko i wyłącznie o Paulu, zachwycając się niezwykłością łączącego ich uczucia z taką częstotliwością, że mniej więcej w połowie książki stało się to zwyczajnie nudne i zaczęło mnie męczyć. Liczę na to, że w kolejnym tomie autorka zmieni nieco sposób ukazania tego wątku. Bardzo bym się cieszyła, gdyby przekazała część narracji Paulowi – na pewno wpłynęłoby to na mój sposób postrzegania tego motywu 🙂

„Dziesięć tysięcy słońc nad tobą” okazało się kontynuacją znacznie lepszą od pierwszej części. Nie ma tu mowy o „klątwie drugiego tomu” – świat przedstawiony ewoluował w bardzo ciekawy sposób, podobnie jak sama akcja, która wciąga od pierwszych stron. Niestety i tym razem pojawiło się parę zgrzytów, lecz mimo tego oceniam tę powieść jako bardzo dobrą i czekam z niecierpliwością na kontynuację.  U Claudii Gray widać postęp z książki na książkę, więc mam nadzieję, że ostatnia część tej serii będzie jeszcze lepsza, niż dwie pierwsze.


Słyszeliście o tej powieści? Czytaliście już ją czy może dopiero planujecie to zrobić? Koniecznie dajcie znać w komentarzach 🙂

Wydawnictwo Jaguar

Wydawnictwo Jaguar