Laia mieszka wraz z dziadkami i bratem w granicach bezwzględnego Imperium. Należy do kasty, która jest poniżana i bestialsko traktowana przez władze, które podbiły kraj. Pewnej nocy, brat dziewczyny zostaje porwany przez Maski – budzących grozę wojowników- i wtrącony do więzienia. Laia będzie musiała poświęcić wszystko, żeby go uratować…
Elias jest najlepszym uczniem Akademii szkolącej najwierniejszych, najbardziej bezwzględnych żołnierzy Imperium. Mimo swoich umiejętności, nie jest pewny, czy w przyszłości chce pełnić rolę okrutnego egzekutora. Nieubłaganie zbliża się koniec jego nauki, a wraz z nim trudne decyzje, które przesądzą nie tylko o jego losach, ale całego imperium.
„Życie składa się z wielu momentów, które nic nie znaczą. A potem któregoś dnia nadchodzi chwila, która wpływa na wszystkie dalsze wydarzenia.”
Długo zabierałam się do przeczytania tej książki. Byłam bardzo sceptycznie nastawiona do niej z powodu naprawdę wielu pozytywnych opinii, które pojawiły się zaraz po premierze, ponieważ wiele razy już rozczarowałam się wszędzie zachwalanymi powieściami. Sięgnęłam po nią dopiero parę dni temu i niezwykle zaskoczyło mnie to, co w niej znalazłam.
Historia Lai i Eliasa naprawdę mocno wciąga. Sprawiła, że nie potrafiłam się oderwać od lektury, w wyniku czego przeczytałam ją w jeden dzień. Styl autorki jest przystępny, czyta się bardzo lekko i szybko. Cały czas coś się dzieje, nie mogłam narzekać na nudę. Momentami książka jest przewidywalna, ale ciężko nie domyślić się, co się wydarzy, gdy mamy dwóch bohaterów różnych płci w podobnym wieku :). Jednak ta przewidywalność dotyczy tylko ogólnych zarysów fabuły, większości bardziej szczegółowych wydarzeń nie byłam w stanie się domyślić. Szczególnie, gdy zabrałam się w końcu do lektury nie przypominając sobie opisu.
Jeśli chodzi o główne postacie, nie jestem w stanie wypowiedzieć się do końca pozytywnie. Nie wiem dokładnie czemu, ale nie zapałałam zbyt dużą sympatią do Lai, głównej bohaterki. Może dlatego, że nie miała w sobie „tego czegoś”, co wyróżniało by ją wśród innych podobnych żeńskich postaci? Chyba właśnie tej niezwykłości zabrakło. Natomiast Elias to zupełnie inna historia. Już od samego początku bardziej podobały mi się rozdziały z jego perspektywy niż z perspektywy Lai. Chłopak, który został porządnie doświadczony przez los, od razu zyskał moje uznanie. To, co przeżył sprawiło, że stał się silniejszy, gotowy walczyć o to, co uważał za najważniejsze. Mimo że momentami irytowało mnie jego niezdecydowanie w uczuciach (i te ciągłe rozważania!!), to tę postać oceniam jak najbardziej na plus.
Oprócz dwójki głównych bohaterów, na uwagę zasługują także postacie drugoplanowe. Zaskakująco dobrze wykreowano tu osoby z gruntu złe. Moją uwagę szczególnie przyciągnęła Keris, budząca grozę komendantka, która za wszelką cenę chciała utrudnić życie Eliasowi i doprowadzić do jego śmierci.
Przypadł mi do gustu także wątek magiczny, którego w tej powieści nie było dużo, ale bardzo ciekawie go przedstawiono. Mamy tu dżinny, ghule i ifryty, z którymi nie spotkałam się jeszcze w żadnej powieści tego gatunku. Między innymi to sprawiło, że powieść amerykańskiej autorki tak bardzo mi się spodobała.
„Ember in the Ashes. Imperium ognia” to książka jak najbardziej godna polecenia. Historia tu przedstawiona jest naprawdę dopracowana. Bohaterowie – zarówno główni jak i drugoplanowi – są niezwykle dobrze wykreowani. Mimo że było parę momentów, które mnie irytowały (ale tu chyba się czepiam ;D ) bardzo przyjemnie czytało mi się tę książkę. Z niecierpliwością czekam na kontynuację i mam nadzieję, że drugi tom dorówna pierwszemu – chociaż poprzeczkę ma wysoko postawioną.