Prawdopodobnie ta książka nie rzuciłaby mi się w oczy w trakcie przeglądania majowych zapowiedzi, gdyby nie jej okładka. Niby sam koncept jest prosty, ale to właśnie on sprawił, że zatrzymałam się przy tym tytule na dłużej. Przeczytałam opis i doszłam do wniosku, że historia przedstawiona w „Fandomie” ma dużą szansę trafić w mój gust. Podobny motyw przenoszenia się bohaterów między rzeczywistością a światem fikcyjnym dotychczas kojarzyłam głównie z filmem „Jumanji”, więc byłam ogromnie ciekawa, co może wyniknąć z umieszczenia osób żyjących współcześnie w realiach ich ulubionej powieści fantasy. Moje zainteresowanie dodatkowo zwiększały umieszczone  z obu stron okładki blurby, zapowiadające „niesamowitą, trzymającą w napięciu książkę”, która miała być „pomysłowa i genialnie napisana”. O ile na samym początku lektury miałam jeszcze nadzieję na to, że ta powieść wraz z biegiem stron się rozwinie i osiągnie wyższy pułap, to po kilku rozdziałach odniosłam wrażenie, jakbym czytała zupełnie inną książkę, niż autorzy tych opinii.

Violet z młodszym bratem Nickiem oraz przyjaciółkami Alice i Kathy należą do licznego grona fanów „Tańca na szubienicy”. Udają się na londyński Comic Con, by wziąć udział w spotkaniu z gwiazdami ekranizacji książki. Jednak tam nieoczekiwanie cała czwórka przenosi się prosto do świata z opowieści. Zostają tam uwięzieni i dodatkowo przypadkowo zabijają główną bohaterkę, Rose.
Aby się uratować, Violet musi zająć miejsce Rose i całą historię przywrócić na właściwe tory. Mówi się, że dla fikcji nie warto umierać. Czy na pewno? (źródło)

fandom3

Zdecydowanie najbardziej mi szkoda pomysłu na historię, który przecież zapowiadał się naprawdę dobrze. Gdyby autorce udało się w intrygujący sposób go rozwinąć i dynamicznie poprowadzić dalej akcję, to z całą pewnością mogłoby się udać. „Fandom” na samym starcie bez wątpienia miał szansę stać się świetną powieścią. Jednak to, co już na pierwszych stronach pokazała pani Day, trochę ostudziło mój początkowy zapał. Pocieszałam się myślą, że przecież w przypadku wielu książek samo wprowadzenie do fabuły jest na dość słabym poziomie, ale nie przeszkadza to historii ewoluować, tworząc często coś tak udanego, że zapomina się o sytuacji zaistniałej na samym początku. Jak możecie się już domyślić, w przypadku „Fandomu” ta zależność nie ma zastosowania.

Wydarzenia, które miały miejsce wraz z rozwojem akcji były w większości tak przewidywalne, że z każdą stroną moja ochota na czytanie malała. Zupełnie nie udało mi się zaangażować w fabułę, przez co przez większą część lektury niestety potwornie się nudziłam. I to nie było tak, że ja nie chciałam dać się wciągnąć – próbowałam prawie do samego końca, bez większych rezultatów. Lekką poprawę zauważyłam mniej więcej kilkadziesiąt stron przed samym zakończeniem, ale przy ocenie całościowej tej powieści nie ma to zbyt wielkiego znaczenia.

fandom2

Ważna natomiast jest kreacja bohaterów, która w moim odczuciu okazała jedną z największych wad „Fandomu”. W tym aspekcie w szczególny sposób wysuwa się na pierwszy plan Violet, nasza główną postać i (dlaczego nam to zrobiłaś, Anno Day?) narratorka historii. To tak infantylna i bezmyślna osoba, że ręce opadają. Dzięki niej miałam jeszcze mniejszą ochotę czytać kolejne rozdziały, bo absurdy, które wypełniały jej przemyślenia, były trudne do zniesienia. Te niektóre porównania, metafory – pewnie miały być ambitne, a wyszły kompletnie bezsensowne – szybko stały się bardzo męczące. Gdyby jeszcze pozostali bohaterowie trzymali poziom, to mogłabym wybaczyć autorce ten element. Niestety, na tym polu również spotkało mnie rozczarowanie. Postacie drugoplanowe (zarówno męskie, jak i kobiece) były kompletnie nijakie. Każdą z nich charakteryzowały dwie, trzy cechy i przez to ciężko było w jakikolwiek sposób ich polubić. Większość była mi zupełnie obojętna, a pozostali budzili tylko i wyłącznie niechęć lub irytację.

Skoro głównym motywem książki jest przeniesienie się bohaterów w fikcyjny świat ich ulubionej powieści, spodziewałam się, że fabuła „Tańca na szubienicy” będzie choć trochę interesująca (chociażby z uwagi na to, że ma ona kluczowy wpływ na wydarzenia mające miejsce w „Fandomie”). Czyżby znowu spotkało mnie rozczarowanie? A jak inaczej! Ukochana historia głównych postaci została co prawda dość szczegółowo ukazana (o ile streszczanie jej wraz z zakończeniem w jednym z pierwszych rozdziałów można uznać za dobry zabieg), ale to tylko podkreśliło, jak słabą – zarówno pod względem akcji czy dialogów – jest opowieścią. Zdecydowanie nie wpłynęło to na korzyść „Fandomu”, podobnie jak błędy logiczne, których można znaleźć dość sporo, szczególnie w przemyśleniach głównej bohaterki.

fandom1

Powieść Anny Day zapowiadała się naprawdę obiecująco. Jednak przez to, że autorce nie udało się dobrze rozwinąć tej historii, „Fandom” to słaba książka. Rozczarowuje zarówno pod względem fabularnym, jak i językowym, przez co jej czytanie było dla mnie pozbawione przyjemności. Bohaterów również nie można nazwać dobrze wykreowanymi, co niestety znacznie rzuca się w oczy w trakcie lektury. Przykro mi to pisać, ale jest to jedna z gorszych powieści, jakie przeczytałam w ostatnim czasie. Szkoda, bo miała spory potencjał...


Słyszeliście o tej książce? A może już udało się Wam ją przeczytać? Macie podobne zdanie do mojego czy może znajdzie się ktoś, komu „Fandom” przypadł do gustu? Koniecznie dajcie znać w komentarzach 🙂

Wydawnictwo Jaguar

Wydawnictwo Jaguar