Wątpię, czy znajdzie się osoba, która nie słyszała o akcji wydawnictwa Moondrive mającej na celu zebranie pieniędzy na wydanie powieść „Illuminae”Jay Kristoffa i Amie Kaufman. Było o niej bardzo głośno i naprawdę sporo osób (w tym ja) zachęconych niezwykłą formą i piękną warstwą wizualną książki zdecydowało się na jej kupno. Pod koniec lipca wszystkie egzemplarze zostały wysłane i ja w oczekiwaniu na swój czytałam pojawiające się w mgnieniu oka, zawierające mnóstwo zachwytów opinie osób, które już „Illuminae” przeczytały. Kiedy w końcu książka do mnie dotarła, od razu zabrałam się za lekturę. Jak się pewnie domyślacie, moje oczekiwania po przeczytaniu tylu mega pozytywnych recenzji były wręcz ogromne. Okazało się, że tak samo ogromnie się rozczarowałam, gdyż nie znalazłam w tej powieści prawie żadnego elementu, który przypadłby mi do gustu.

Rok 2575. Kolejny zwykły dzień w kolonii Kerenza, założonej przez megakorporację KWU, by wydobywać rzadkie surowce. O poranku Kady Grant rzuca swojego chłopaka Ezrę Masona i postanawia, że już nigdy się do niego nie odezwie. Nie spodziewa się jednak, że za kilka godzin będzie świadkiem inwazji BeiTechu, która ją i tysiące innych osób pozbawi domu.

Tych, którym udało się przeżyć, ewakuują trzy statki kosmiczne: Alexander, Hypatia oraz Copernicus. Ściga je wrogi pancernik Lincoln. Jego zadaniem jest uciszyć świadków brutalnego ataku na planetę. Tymczasem na pokładzie Copernicusa rozprzestrzenia się śmiertelnie niebezpieczny wirus, a system sztucznej inteligencji sterujący Alexandrem staje się… największym wrogiem ocalałych.

Kady włamuje się do zaszyfrowanej pamięci statków i odkrywa przerażającą prawdę o wydarzeniach dziejących się na jej oczach. Tylko jedna osoba może powstrzymać zagładę – jej (były!) chłopak Ezra. (źródło)

574826-352x500Postaram się za chwilę wyjaśnić Wam swoje zdanie i na początek zacznę od plusów tej powieści, żeby później przejść do tego, co moim zdaniem naprawdę nie wyszło autorom.

Niewątpliwie dobrą stroną „Illuminae”, którą zauważamy nawet bez czytania, jest wydanie. Książka od razu rzuca się w oczy swoim niecodziennym wyglądem. Twarda oprawa wraz z obwolutą prezentują się świetnie i na półce całość wygląda bardzo zachęcająco. Warto docenić też ciekawy pomysł autorów na napisanie powieści stosując nietypowy styl narracji. Jak prawdopodobnie wiecie, „Illuminae” składa się z maili, listów, zapisów rozmów na komunikatorach, różnego typu instrukcji i plakatów. Nie miałam okazji wcześniej czytać powieści, w której zastosowano taki zabieg, więc to rozwiązanie było dla mnie czymś zupełnie nowym i intrygującym (przynajmniej na początku).

Jeszcze jedna dobra strona tej książki jest związana z fabułą. Otóż spodobał mi się wątek „polityczny” ukazany w „Illuminae”. Wszystkie działania osób u władzy i ich stosunek do obywateli, reakcje w sytuacji zagrożenia zostały przedstawione w bardzo realistyczny i interesujący sposób. Przez większą część lektury bardziej ciekawiło mnie podejście do sytuacji różnych generałów i kapitanów niż głównych bohaterów. Ten aspekt powieść naprawdę przypadł mi do gustu, jednak nie na tyle, abym o całej książce mogła mieć dobre zdanie.

Zdecydowanie jednym z najsłabszych elementów „Illuminae” jest sama fabuła. Nie udało mi się (a naprawdę chciałam) w nią wciągnąć i od samego początku do końca czytanie tej książki niemiłosiernie mi się dłużyło. Oprócz wcześniej wspomnianego elementu politycznego absolutnie nic mnie nie ciekawiło. Kolejne wydarzenia i „plot twisty” (jak już się przydarzyły) przyjmowałam całkowicie bez emocji. Nie wiem, czy wynika to ze sposobu, w jaki została ta książka napisana, ale przez cały czas były mi obojętne dalsze losy bohaterów.  Mniej więcej w okolicach połowy domyśliłam się zakończenia i od tego momentu po prostu brnęłam do końca, żeby jak najszybciej móc ją odłożyć.

4c99cdc91d6c8cf924ccd2f471f997ee-illuminae-book-craftsKolejnym elementem, który moim zdaniem nie udał się autorom, jest kreacja głównych bohaterów. Kady, która w raz z Ezrą gra w „Illuminae” pierwsze skrzypce, była dla mnie po prostu nie do wytrzymania. Nienawidzę takich irytujących, wszechwiedzących i przekonanych o własnym geniuszu postaci. Dziewczyna miała być zapewne kimś w rodzaju buntowniczki, ale aroganckim zachowaniem nie dowodzi swojej domniemanej siły, tylko pokazuje, jak bardzo jest rozchwiana emocjonalnie.  Oprócz tego oczywiście to właśnie ONA (i tylko ona), jako jedyna posiada wyjątkowe, nadzwyczajne umiejętności, które pomogą jej uratować wszystkich i wszystko. Czytając o tym miałam wielokrotnie ochotę wyrzucić książkę przez okno wprost pod jadące samochody i nigdy już do niej nie wracać. Już dawno nie spotkałam się z tak okropną bohaterką i Kady bezapelacyjnie trafia na miejsce pierwsze wśród najgorszych żeńskich postaci, z jakimi miałam kiedykolwiek do czynienia.

Jeśli chodzi o Ezrę, to w jego przypadku jest nieco lepiej. Może tak: nie wzbudził on we mnie negatywnych emocji. Momentami nawet szkoda mi go było dla Kady… . Po przeczytaniu całości znalazłam dwie postacie, które polubiłam: kobietę i mężczyznę. Niestety, grali oni tak bardzo drugoplanowe role, że nie było mi dane poczytać o nich więcej. A szkoda, bo ta dwójka chociaż myślała racjonalnie.

Gdybym miała wymieniać szczegółowo wszystko, co mi się w „Illuminae” nie podobało, to ta opinia byłaby zdecydowanie za długa. Wspomnę jeszcze tylko o jednej kwestii – zbyt dużej ilości wulgaryzmów. Z reguły nie mam nic przeciwko takim słowom w książkach, ponieważ zdaję sobie sprawę, że są one nieodzownym elementem języka. Ale ile można! W swojej książce Kaufman i Kristoff znacznie przekroczyli granicę, jeśli chodzi o ich zastosowanie. Po prostu użyli ich za dużo i to w sytuacjach, które tego nie wymagały. Co może zaskoczyć: wszystkie wulgaryzmy zostały ocenzurowane i na ich miejscu pojawia się w „Illuminae” czarny prostokącik. Nawet kartkując powieść można zauważyć, że na niektórych stronach jest ich po prostu mnóstwo…

23395680„Illuminae” jest moim największym rozczarowaniem tego roku. Sięgając po tę książkę spodziewałam się historii co najmniej tak wyjątkowej, jak jej forma, ale się zdecydowanie przeliczyłam. To historia, która nie angażuje czytelnika i nie pozwala się wciągnąć. Potencjał wynikający z niecodziennego sposobu napisania został niestety niewykorzystany – „Illuminae” doprowadziło mnie do irytacji wieloma słabymi aspektami, wśród których zginęły nieliczne plusy tej książki. Stanowczo nie zasłużyła ona na medialny szum, który w dalszym ciągu wokół niej trwa. Nie polecam, moim zdaniem trochę szkoda czasu.


Czytaliście „Illuminae”? Co myślicie o tej książce? Koniecznie wypowiedzcie się w komentarzach 🙂