Seria „Kroniki Jaaru” Adama Fabera zainteresowała mnie jeszcze przed premierą pierwszego tomu, kiedy to przeczytałam jego opis i zapragnęłam zapoznać się z „Księgą luster”. Miałam nadzieję, że ten cykl stanie się interesującą propozycją dla wszystkich wielbicieli fantastyki młodzieżowej i będzie można go postawić na równi z wieloma znanymi zagranicznymi seriami. Pierwsza i druga część „Kronik Jaaru” podtrzymała we mnie tę nadzieję i wzbudziła wiele oczekiwań względem kolejnych tomów. Jak możecie wiedzieć po przeczytaniu mojej ostatniej recenzji powieści z tego cyklu, nie zostały one w całości spełnione. „Siedem bram” nie było tak wciągające i intrygujące jak poprzednie odsłony historii, jednak liczyłam na to, że tom czwarty„Tajemne imię” – zrekompensuje mi nieco trzecią, słabszą część. Czy tak się stało? Z przykrością muszę stwierdzić, że nie.

Niestety, przez cały czas, jaki spędziłam na lekturze, nie udało mi się ani trochę wciągnąć w fabułę przedstawioną w tej powieści. Mimo że teoretycznie kolejne wydarzenia dość szybko po sobie następowały, to jednak nie dostarczyły mi one praktycznie żadnych emocji. To właśnie spowodowało, że „Tajemne imię” czytałam o wiele dłużej, niż poprzednie części serii. Zupełnie nie ciągnęło mnie do kontynuowania lektury tej powieści i – szczerze mówiąc – bardzo często odkładałam ją po przeczytaniu kilku stron. Odnoszę wrażenie, że częściowo było to spowodowane przewidywalnością fabuły. Niewiele mnie zaskoczyło w trakcie czytania tej książki, co jest bardzo smutne, szczególnie, że autor w pierwszych dwóch częściach cyklu pokazał, że potrafi zadziwić czytelnika opisywanymi wydarzeniami. Nie wiem, co stało w tym tomie…

jaar1

W trzeciej części Faber wprowadził wiele różnych wątków i nie wszystkie z nich rozwiązał, więc liczyłam, że „Tajemne imię” dostarczy mi odpowiedzi na niektóre pytania. Muszę przyznać, że duża część enigmatycznych aspektów z „Siedmiu bram” doczekała się w tej części wyjaśnienia, ale kilka wątków zostało urwanych. Możliwe, że jest to zabieg celowy i te elementy powrócą w kolejnych tomach, ale mimo tego czuję lekki niedosyt.

Muszę też wspomnieć o bohaterach wykreowanych przez autora. O ile Kate irytuje mnie już od pierwszego tomu i wiedziałam, że tutaj nie ulegnie to zmianie, to przykro mi z powodu Jonathana. Przyzwyczaiłam się do tego, że gra on dużą rolę w mających miejsce wydarzeniach i podczas lektury tej części z przykrością zaobserwowałam, że nie pojawia się on za często. Adam Faber zdecydował się za to skupić na innych postaciach. Wśród nich jest między innymi Mel (przyjaciółka Kate), która stanowi bardzo ważny element, decydujący o kluczowych wydarzeniach w tej historii. Jest to jedna z rzeczy, których zupełnie się nie spodziewałam i w tym aspekcie autor zdecydowanie mnie zaskoczył.

Na plus, podobnie, jak w przypadku poprzedniego tomu, trzeba zaliczyć znaczne rozbudowanie świata przedstawionego. Faber z każdym tomem historii pokazuje nowe krainy, bohaterów i zasady warunkujące życie w magicznym uniwersum. Rozwinięcie tego elementu bardzo przypadło mi do gustu, tak samo, jak pojawienie się kolejnych bohaterów, z których szczególnie jednego całkowicie polubiłam.

jaar2

Czytając „Tajemne imię”, zaczęłam się zastanawiać, do jakiej grupy wiekowej jest skierowana cała seria „Kroniki Jaaru”. Po lekturze pierwszych trzech części byłam przekonana, że docelowym odbiorcą tego cyklu jest młodsza młodzież. Wskazywały na to zarówno wydarzenia, jak i styl, którego użył autor do opowiedzenia swojej historii – był on (i w gruncie rzeczy dalej jest) bardzo prosty, momentami jak w bajkach. W „Tajemnym imieniu” ta sytuacja uległa zmianie. Język, którego używa autor, jest ciągle taki sam, ale niektóre wydarzenia, które obserwujemy, zdecydowanie nie są odpowiednie dla tak młodych osób. Osoby, które czytały, wiedzą, o czym mówię – jest tutaj poruszanych kilka tematów, których nie spodziewalibyśmy się w powieściach skierowanych do tej grupy wiekowej. Autor przedstawia też dość nietypowe zabiegi fabularne, bardziej charakterystyczne dla literatury fantasy skierowanej do starszych czytelników. Możliwe, że Faberowi chodziło o przełamywanie barier, ale uważam, że w przypadku takiej serii powinno się trzymać raz przyjętego sposobu tworzenia historii.

Jak widzicie, „Tajemne imię” nie przypadło mi zbytnio do gustu. Zaobserwowałam wyraźną tendencję spadkową w stosunku do poprzedniej części „Kronik Jaaru” w wielu aspektach tej powieści. Fabuła mnie nie zaangażowała, stała się przewidywalna i momentami zwyczajnie nudna. Autorowi udało się rozszerzyć świat przedstawiony, ale to jeden z bardzo niewielu elementów, które mi się w tej powieści podobały. Nie polecam osobom, którym nie przypadły do gustu poprzednie tomy serii – tutaj na pewno nie jest lepiej. Jeśli jednak należycie do fanów cyklu i fascynuje Was ta historia, sięgnijcie po „Tajemne imię”, ale proponuję zrobić to bez większych oczekiwań, aby się za bardzo nie rozczarować.

Nie mam pojęcia, czy warto, żebym kontynuowała czytanie tej serii. Prawdopodobnie spróbuję przeczytać kilka pierwszych rozdziałów kolejnego tomu i sprawdzę, na ile pasuje mi sposób, w jaki rozwijana jest ta historia. Jeśli zdecyduję się przeczytać całość, na pewno dam Wam znać, co sądzę o piątym tomie – „Megapolis”.


Słyszeliście o tej serii? Mieliście okazję czytać któryś z tomów? Co sądzicie? Jestem ogromnie ciekawa Waszego zdania 🙂