Nina Reichter jest jedną z tych pisarek, o których twórczości słyszałam mnóstwo pozytywnych opinii zanim jeszcze zdecydowałam się sięgnąć po którąś z jej powieści. Seria „Ostatnia spowiedź” przeczytaniu opisu nie za bardzo mnie do siebie przyciągała, ale zupełnie inaczej wyglądała sytuacja w przypadku pierwszego tomu „LOVE Line”. Jej lekturę miałam w planie od momentu, kiedy tylko się ukazała, ale niestety udało mi się po nią sięgnąć dopiero w tegoroczne wakacje. Ku mojemu własnemu zaskoczeniu, całkowicie pochłonęła mnie historia opowiedziana przez autorkę i po zakończeniu tej powieści z niecierpliwością czekałam na kontynuację. Ostatnio w końcu udało mi się ją przeczytać i zaraz przedstawię Wam moje szczegółowe odczucia.
Osobom, które lekturę „LOVE Line” mają jeszcze przed sobą, proponuję ominąć opis fabuły tej książki (tekst zaznaczony kursywą) w celu uniknięcia ewentualnych spoilerów.
Bethany McCallum chciałaby, aby jej życie znowu stało się normalne. ale czy to możliwe, skoro jej ukochany, Matthem Hansen, za kilka miesięcy bierze ślub z córką magnata medialnego, były mąż chce powrotu, a w dodatku nowa praca w „Newsweeku” zaczyna się od szantażu, za którego sprawą Bethany i Matt są zmuszeni współpracować ściślej niż kiedykolwiek wcześniej?
Czy zawodowa relacja będzie funkcjonować, skoro oboje zdają sobie sprawę z napięcia, jakie pojawia się między nimi? I czy profesjonalizm wystarczy, aby zachowali dystans? (źródło)
Po tym, jak zakończył się pierwszy to tej historii, nie mogłam się doczekać tego, co wydarzy się dalej. W związku z tym, na jak wysokim poziomie stała tamta część, miałam ogromne oczekiwania w stosunku do kontynuacji. Wszystkie one zostały jednak spełnione. „LOVE Line II” nie jest w żadnym aspekcie gorsza od poprzedniczki – stoi na dokładnie takim samym poziomie. Nie mam okazji zbyt często sięgać po książki naszych rodzimych autorów, a romanse polskich pisarek, które przeczytałam, mogę policzyć na palcach jednej ręki. Z reguły powieści napisane w naszym języku mają w sobie taki element (nie potrafię go dokładnie zdefiniować), który przeszkadza mi w lekturze i pozwala od razu rozpoznać, że ich autor jest Polakiem. Historia opowiadana przez Ninę Reichter jest całkowicie go pozbawiona. Podczas lektury zarówno pierwszego, jak i drugiego tomu tego cyklu nie mogłam wyjść z podziwu, że tak dobrze napisana książka wyszła spod pióra polskiej autorki. Gdybym nie wiedziała nic o pochodzeniu autorki, na pewno nie zgadłabym, że jest ona Polką.
Fabuła „LOVE Line II” bezpośrednio kontynuuje wydarzenia, które śledziliśmy w pierwszym tomie tej historii. Akcja wciąga od pierwszej strony i nie pozwala oderwać się od lektury. Czytelnik jest świadkiem kolejnych nieprzewidzianych, wzbudzających wiele emocji wydarzeń. To właśnie liczba i natężenie uczuć, jakie wywołuje opowieść snuta przez Reichter, jest jedną z największych zalet tej książki. Rzadko czuję tak głęboką emocjonalną więź z bohaterami jakiejś powieści, a w przypadku romansów są to zupełnie odosobnione przypadki. Tym razem było inaczej. Już pierwszy tom „LOVE Line” bardzo mnie zaangażował, ale czytając kontynuację byłam tak bardzo przejęta lekturą, że niewiele bodźców docierało do mnie ze świata zewnętrznego.
Na tę sytuacje miał na pewno wpływ sposób wykreowania bohaterów. Główne postacie – Bethany i Matthew – są po prostu świetnie skonstruowani. To osoby rzeczywiste, o złożonych osobowościach i posiadające zarówno wady, jak i zalety. Bardzo szybko ich polubiłam i kibicowałam im do samego końca. Na uwagę zasługuje również łącząca ich relacja. Tak wyczuwalnej, pełnej emocji więzi już dawno nie miałam okazji obserwować. Bez problemu można uwierzyć w łączące tych bohaterów uczucie, emanujące z kart powieści przy każdym ich spotkaniu.
„LOVE Line II” wyróżnia się też pod względem stylu, którym posługuje się autorka. Jest on tak lekki i dobrze dostosowany do opowiadanej historii, że przez tę powieść się płynie. Strony mijają same jedna za drugą tak, że zanim się spostrzegłam, już dotarłam do końca książki. Zakończenie bardzo dobrze podsumowuje całą opowieść i idealnie do niej pasuje. Skończyłam tę powieść całkowicie usatysfakcjonowana, ale towarzyszyło mi również poczucie smutku, spowodowane tym, że moja przygoda z tymi świetnymi bohaterami dobiegła już końca.
Oprócz głównego wątku romantycznego, w tej książce mamy do czynienia z wieloma ciekawymi aspektami. Najbardziej interesujące dla mnie były momenty, które dotyczyły sposobów działania trenerów podrywu i dzięki nim całość jeszcze bardziej mnie zafascynowała. Nigdy wcześniej nie miałam okazji czytać niczego, co dotyczyłoby technik zdobywania kobiet, ale po obu częściach „LOVE Line” moja ciekawość została zaspokojona.
Muszę przyznać, że rzadko sięgam po romanse, ale głównie z tego względu, że dotychczas przeczytane przez mnie powieści z tego gatunku nie dostarczały mi zadowolenia z lektury. Uwielbiane przez wielu książki Colleen Hoover jedna po drugiej mnie rozczarowywały, podobnie, jak historie kilkunastu innych autorów. Możecie sobie wyobrazić, jak wielkie było moje zdziwienie, gdy „LOVE Line” – powieść skupiająca się głównie na wątku romantycznym – tak bardzo mi się spodobała.
Z całego serca mogę Wam polecić tę książkę. „LOVE Line II” pod każdym względem spełniła moje oczekiwania i okazała się wciągającym zakończeniem opowieści o Bethany i Matthew. Całkowicie pochłonęła mnie ta historia i sprawiła, że nie mogłam oderwać się od lektury aż do samego końca. Jeśli lubicie romanse i jesteście gotowi na wiele emocji związanych z losami fantastycznie wykreowanych bohaterów, to koniecznie sięgnijcie po tę serię!
Słyszeliście o tym cyklu? Macie zamiar przeczytać któryś z tomów? Czy może ich lektura już za Wami? Koniecznie dajcie znać w komentarzach, jestem bardzo ciekawa Waszych opinii 🙂