O „Silver” parę miesięcy temu było bardzo głośno. Praktycznie wszyscy zarówno w blogosferze, jak i na portalach społecznościowych opisywali wyjątkowość fabuły tej powieści i zachwycali się piękną okładką. Ja podchodziłam do tych wszystkich opinii sceptycznie jak to zawsze ja, ponieważ nie należę do fanów twórczości autorki książki. Kerstin Gier można kojarzyć głównie za sprawą jej Trylogii Czasu („Czerwień rubinu”, „Błękit szafiru”, „Zieleń szmaragdu”), która ma bardzo dużo zwolenników. Mnie jednak ani fabuła, ani bohaterowie tej serii nie przypadli do gustu, podobnie jak styl pisania pani Gier. Kiedy jednak zobaczyłam „Silver” i przeczytałam opis umieszczony z tyłu okładki tej książki zdecydowałam, że muszę dać autorce drugą szansę.  Miałam nadzieję, że spędzę przy niej bardzo miło czas. Teraz, już po lekturze, mam trochę mieszane uczucia w stosunku do tej powieści. Dlaczego? Zaraz Wam szczegółowo wyjaśnię.

Liv zawsze przywiązywała dużą wagę do snów. Ale odkąd zamieszkała w Londynie, znalazły się w centrum jej zainteresowań. Tajemnicze zielone drzwi. Gadające kamienne posągi. Niania z tasakiem w schowku na miotły… Tak, ostatnio sny Liv stały się bardzo dziwne. A szczególnie ten: czterech chłopaków, łacińskie inkantacje, dziwny rytuał, a wszystko to w nocy pośrodku cmentarza. No tak, Liv zna tych chłopaków z nowej szkoły – i zawsze, gdy spotykają się na jawie, oni zdają się wiedzieć o niej więcej, niż powinni… Chyba że… śnili ten sam sen, co ona? (źródło)

21469090Zacznę nietypowo, bo od okładki. Z reguły kwestia wydania powieści nie wydaje mi się na tyle ważna, by poświęcić jej uwagę w recenzji, ale o oprawie „Silver” nie da się nie wspomnieć.  Książka wygląda po prostu prześlicznie <3 Zdecydowanie przyciąga wzrok, co oczywiście sprawia, że będąc w księgarni od razu ma się ochotę złapać „Silver” i biec z nią do kasy 😀 Bardzo żałuję, że zdobyłam tę powieść tylko w wersji elektronicznej, bo chętnie dołączyłabym ją do innych pięknych okładek na mojej półce.

Przejdźmy teraz do kwestii fabuły. Muszę szczerze przyznać, że sięgając po „Pierwszą księgę snów” spodziewałam się czegoś zupełnie innego. O ile sam początek nastawił mnie całkiem optymistycznie do dalszej części, to niestety później bieg akcji trochę mnie rozczarował. Sam pomysł na opisanie świata snów i nadanie mu ważnej rangi był bardzo ciekawy i zapowiadał, że pani Gier w „Silver” postawi na oryginalność. Jednak to, co wydarzyło się później, w dużym stopniu zepsuło to wrażenie. Autorka wybrała tak dziwny sposób wyjaśnienia tego, co dzieje się z bohaterami, że im dalej brnęłam w lekturę, tym większe było moje rozczarowanie. Osiągnęło ono apogeum w samej końcówce (która miała być zaskakująca i trzymająca w napięciu, ale coś nie wyszło), kiedy miałam już pewność, że gdzieś już to czytałam.

Nie będę podawać konkretnych przykładów, co dokładnie zgrzytało mi w fabule, żeby nikomu nic nie zaspoilerować. Czasami jednak (szczególnie po wyjaśnieniu „tajemnicy” snów, czyli mniej więcej po połowie książki) po prostu niektóre motywy postępowania bohaterów wydawały mi się naprawdę grubymi nićmi szyte. Momentami były nawet śmieszne i wtedy zaczynałam się irytować. Jakim cudem główne męskie postacie (mające po 17, 18 lat, czyli w moim wieku) wykazywały się tak niesamowitą głupotą? Bo naprawdę nie jestem w stanie sobie wyobrazić, żeby osoba racjonalnie myśląca pojęła takie absurdalne decyzje…

20319898Zostanę na razie przy bohaterach, bo chciałabym szerzej omówić tę kwestię, choć ogólny wniosek płynący z moich rozważań jest bardzo podobny do tego opisującego fabułę: im dalej, tym gorzej. Na samym początku naprawdę polubiłam Liv, naszą główną bohaterkę. Wydawała się zupełnie inna od większości nastoletnich postaci, które myślą jedynie o chłopakach.  Dziewczyna miała świetne, ironiczne poczucie humoru i potrafiła wybrnąć z nawet dość trudnych sytuacji. Jednak wraz z pojawieniem się wątku romantycznego, który oczywiście musiał się tutaj znaleźć, większość jej przemyśleń zaczęła się skupiać na chłopaku, w którym się zakochała. Za to zebrała u mnie zdecydowanego minusa.

Do gustu przypadła mi Mia, młodsza siostra Liv. Nie gra zbyt dużej roli na kartach tej powieści, ale kiedy już się pojawiła, wzbudziła we mnie wiele sympatii. Dziewczynka postawiła sobie za cel odkrycie pewnej szkolnej tajemnicy i mam nadzieję, że uda jej się to zrobić, bo pomysłów miała mnóstwo. Liczę, że w kolejnych tomach zostanie poświęcone jej trochę więcej miejsca, niż w „Pierwszej księdze snów”.

Trochę ponarzekałam, ale finalnie muszę stwierdzić, że „Silver” to powieść dość dobra, ale taka z rodzaju lekkich i przyjemnych. Akcja naprawdę wciąga i mimo że nic mnie w niej jakoś specjalnie nie zaskoczyło, to nie mogłam się oderwać od historii i przeczytałam ją jednym tchem. Trzeba przyznać, że autorka potrafi stworzyć trzymającą w napięciu opowieść („Trylogia czasu” też do takich należy – mimo że całość nie przypadła mi do gustu, to przeczytałam ją naprawdę szybko).

„Silver. Pierwsza księga snów” to powieść typowo młodzieżowa. Ma na celu rozerwać czytelnika i zrelaksować. Nie brakuje w niej wątku romantycznego i bohaterów zachowujących się czasami irracjonalnie (ale to chyba stały element powieści z tego gatunku ;)). Jednak wydaje mi się, że powinna zadowolić większość nastoletnich miłośników książek. Wątek fantastyczny, który w tej powieści znajdziemy dodatkowo sprawia, że jeśli podejdzie się do „Silver” bez żadnych szczególnych wymagań, to powinno się spędzić miło czas podczas lektury.

c552e5ca5cMuszę stwierdzić, że ta książka Kerstin Gier podobała mi się znacznie bardziej, niż „Trylogia czasu”. Nie zmienia to jednak faktu, że trochę się nią rozczarowałam, bo po licznych zachwytach spodziewałam się czegoś z efektem wow. Tak się nie stało i właśnie z tego powodu i również przez parę innych czynników, które wymieniłam wcześniej, moja ocena tej powieści nie jest niesamowicie wysoka.  Ale pewnie w dużym wynika to z faktu, że od jakiegoś czasu jestem przesycona książkami młodzieżowymi…

A co Wy myślicie o „Silver”? Czytaliście już ją czy może dopiero planujecie to zrobić? Chętnie poznam Waszą opinię 🙂