Nie zdarza mi się zbyt często sięgnąć po literaturę science-fiction. To po prostu nie mój typ – znacznie bardziej wolę poświęcić czas na książki fantasy, które mogłabym czytać w nieskończoność. Parę dni temu jednak postanowiłam złamać dotychczasowe przyzwyczajenie i dać szansę powieść młodzieżowej utrzymanej w klimatach sci-fi. „W spojrzeniu wroga” Amie Kaufman i Meagan Spooner zachęciło mnie dość ciekawym opisem z tyłu okładki, więc stwierdziłam, że warto spróbować. Tym bardziej, że o serii, w skład której wchodzi ta książka, słyszałam bardzo dużo pozytywnych opinii. I muszę powiedzieć, że mimo iż „W spojrzeniu wroga” spełniło moje oczekiwania, to utwierdziłam się w przekonaniu, że tego typu literatura po prostu nie za bardzo mi leży.
Kapitan Lee jest piękna i odważna. Dowodzi oddziałami wysłanymi na planetę Avon, które mają stłumić wywołany działaniami wielkich korporacji bunt mieszkańców. W zamian za ciężką pracę obiecano im lepsze życie, ale słowa nie dotrzymano. Lee musi być silna i bezwzględna, ma także osobiste powody, by nienawidzić rebeliantów.
Flynn ma bunt we krwi. Jego siostra zginęła w powstaniu przeciwko korporacjom. Udaje mu się uwięzić Lee, jednak gdy jego towarzysze chcą ją zabić, Flynn niespodziewanie podejmuje decyzję, która zmienia jego życie na zawsze.
Czy pragnienie miłości okaże się silniejsze od żądzy zemsty? (źródło)
„W spojrzeniu wroga” to druga część trylogii „Starbound”. Podobnie, jak w pierwszym tomie, skupia się na wydarzeniach mających miejsce na jednej planecie i dotyczących dwójki bohaterów. Według tego schematu funkcjonuje cała trylogia i muszę stwierdzić, że bardzo podoba mi się ten zabieg, ponieważ umożliwia on czytelnikowi lepsze poznanie uniwersum stworzonego przez autorki (każdy tom – inna planeta i inni bohaterowie, których losy po jakimś czasie się łączą). Chociaż jeśli chodzi o świat przedstawiony, to mam trochę wątpliwości. Wydaje mi się, że za mało w tej książce samych opisów – często miałam problem ze zrozumieniem, gdzie dokładnie znajdują się postacie i jakie to miejsce ma znaczenie. Opis Avonu – planety, na której rozgrywa się największa część wydarzeń – też pozostawił u mnie niedosyt. Na dobrą sprawę dowiedziałam się o niej tylko tyle, że bardzo dużą jej część zajmują bagna i jest wiecznie otoczona gęstymi chmurami. Jak dla mnie to trochę za mało, ale może autorki po prostu stwierdziły, że nie jest to zbyt ważne dla przebiegu akcji i postanowiły oszczędzić miejsce na coś bardziej istotnego?
Na szczęście nie można tego samego powiedzieć o kreacji bohaterów. Zarówno Lee, jak i Flynn są przedstawieni wyczerpująco – z każdym rozdziałem dowiadujemy się więcej o ich samych i ich przeszłości (która, szczególnie jeśli chodzi o Jubilee, jest dość ciekawa). Wraz z biegiem akcji postacie ulegają łatwo dostrzegalnej przemianie i poznają wartości, o które są później gotowi walczyć nawet za cenę życia. Jest to ukazane w interesujący sposób, który prawdopodobnie przypadnie wielu osobom do gustu. Ja podczas lektury jakoś nieszczególnie zżyłam się z tymi bohaterami, niemniej jednak nie było tu postaci, która w jakikolwiek sposób by mnie irytowała (bardzo się cieszę, że autorkom udało się tego uniknąć).
Aczkolwiek znalazłam w całej powieści niezbyt pozytywną kwestię, która wraz z upływem stron stawała się coraz bardziej widoczna: nierównomierność akcji. Dość często zdarzała się taka sytuacja, że przez parę rozdziałów dosłownie nic się nie działo, fabuła praktycznie w ogóle nie ruszała do przodu i nagle następował boom – w ciągu połowy strony położenie bohaterów zmieniło się w tak zaskakującym tempie, że musiałam przeczytać ten fragment jeszcze raz, by przekonać się, że dobrze zrozumiałam, co się właśnie stało. Nie przypadło mi do gustu takie przeplatane tempo akcji i mimo że zwłaszcza pod koniec zaczęło być to już mniej odczuwalne, to niesmak pozostał. Z tego wynika też fakt, że nie potrafiłam się wciągnąć w historię Jubilee i Finna – po prostu momenty, w których akurat nic się nie działo sprawiały, że na dłuższą chwilę odkładałam tę książkę i nie czułam potrzeby, by szybko do niej wrócić.
Odniosłam jednak wrażenie, że to wszystko ma jeden powód. Jest nim moja niechęć do wszystkich cech charakterystycznych dla literatury science-fiction, o której nie potrafiłam zapomnieć podczas lektury. Nie będę ukrywać, że „W spojrzeniu wroga” tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że tego rodzaju powieści mnie nie satysfakcjonują. Po prostu czegoś mi w nich brakuje (nie mam pojęcia, czego dokładnie). Myślę, że ta powieść spodobałaby mi się o wiele bardziej, jeśli byłabym fanką sci-fi (i właśnie takim osobom najbardziej tę serię polecam).
Mimo to uważam, że „W spojrzeniu wroga” jest bardzo dobrą książką. Fabuła jest dość ciekawa, bohaterowie przedstawieni są w interesujący sposób. Jak na powieść młodzieżową przystało, obecny jest tutaj całkiem rozbudowany wątek miłosny. Został on przedstawiony w atrakcyjny sposób i co najważniejsze: nie pełni on dominującej roli w tej książce. Z pewnością jest ważny, ale nie najważniejszy. Dużo większą wagę przyłożono do intrygi, którą próbują odkryć głównie bohaterowie. Muszę powiedzieć, że jej rozwiązanie mnie zaskoczyło i właśnie dlatego zamierzam sięgnąć po kolejny tom tej serii – jestem bardzo ciekawa, jak to wszystko się skończy.
Czytaliście któryś z tomów trylogii „Starbound”? Co o niej sądzicie? A może dopiero zamierzacie to zrobić?
Chętnie poznam Waszą opinię 🙂
Całą serię „Starbound” możecie kupić na Shop Moondrive.