Mój stosunek do twórczości Colleen Hoover jest dość dziwny. Zdecydowanie nie jestem fanką tej autorki i mimo tego, że dużo aspektów w jej powieściach do mnie nie przemawia, jakaś siła sprawia, że prędzej czy później czytam każdą jej książkę ukazującą się w Polsce (cały czas obiecując sobie, że to już ostatnia). Kiedy parę miesięcy temu sięgnęłam po „Confess”, planowałam darować sobie kolejne tytuły od Hoover. Nie wytrwałam zbyt długo w tym postanowieniu. Kiedy tylko wydawnictwo YA! ogłosiło, że w lutym wydaje po raz drugi w naszym kraju trylogię „Slammed” (we wcześniejszym polskim tłumaczeniu „Pułapka uczuć”) z jakiegoś niewiadomego powodu od razu zdecydowałam, że muszę ją przeczytać. Powieści składające się na tę serię są jednymi z pierwszych, jakie ta autorka napisała i wydawało mi się, że mogą mi się one mimo wszystko spodobać.
Nie obyło się bez kilku schematów i paru wad, ale z czystym sercem jestem w stanie przyznać, że książki wchodzące w skład tej trylogii są tymi, które najbardziej przypadły mi do gustu z dorobku Hoover.
Layken skończyła właśnie osiemnaście lat. Kilka miesięcy wcześniej niespodziewanie straciła ojca. Wraz z kochającą matką i młodszym bratem postanawiają zostawić za sobą przeszłość w Teksasie, by móc rozpocząć nowe życie w Michigan.
Zarówno Layken, jak i Kel nie chcą porzucać szkoły, przyjaciół, ulubionych miejsc. Nie wiedzą, co ich czeka tysiące kilometrów od domu. Prawdziwego domu. Po przyjeździe na miejsce okazuje się, że już pierwszy kontakt z sąsiedztwem z naprzeciwka zwiastuje poważne zmiany w rodzinnych relacjach. (źródło)
Pierwszy tom – „Slammed” – zaczęłam bez większych oczekiwań i już po kilku rozdziałach poczułam się przyjemnie zaskoczona. Polubiłam główną bohaterkę (będącą jednocześnie narratorką w tej powieści) i naprawdę bardzo dobrze czytało mi się jej przemyślenia. Potrafiłam nawet częściowo się z nią utożsamić, co dotychczas nie zdarzyło mi się w przypadku książek Hoover. Moją sympatię szybko zyskał też Will i z całego serca kibicowałam rozwijającemu się wątkowi romantycznemu. Całkowicie pochłonęła mnie ta historia, przez co nie byłam w stanie oderwać się od czytania i pochłonęłam całość w kilka godzin, niemal jednym ciągiem. Kiedy dobrnęłam do końca tego tomu i poznałam samo zakończenie, wydawało mi się ono na tyle kompletne, że nie widziałam większej potrzeby czytania kolejnych części. „Slammed” bez wahania umieściłam na miejscu pierwszym w moim rankingu powieści Hoover i – pełna oczekiwań po wspaniałym pierwszym tomie – sięgnęłam po „Point of Retreat”.
W przypadku tej książki nie było już niestety tak kolorowo. Dalej całość czytało się bardzo szybko i lekko, jednak pomysły autorki na realizację fabuły okazały się tutaj o wiele słabsze. Odniosłam wrażenie, że przez większość czasu zupełnie nic się nie działo. Na samym początku (już po kilku stronach) zaczęła mnie denerwować ilość cukru w relacji bohaterów i ich zachowanie, które momentami wydawało się mocno przerysowane. Oprócz tego raził mnie też sposób, w jaki autorka wykreowała postacie dziecięce. Dzieci w wielu jedenastu czy dwunastu lat zostały przedstawione w tak nierzeczywisty sposób, że podczas czytania nie byłam w stanie uwierzyć, że mają tyle lat, ale to zostało powiedziane. Przede wszystkich mam w tym miejscu na myśli ich sposób wypowiedzi. Nie będę podawała Wam konkretnych cytatów (a znalazłoby się ich wiele), ale przedstawię Wam sytuację w skrócie: te dzieci tworzyły bardzo złożone wypowiedzi, często obfitujące w różne złote myśli. Jednak o ile w to jeszcze byłabym w stanie w uwierzyć, to sytuacja, w której dwunastolatkowie układają samodzielnie niezwykłe wiersze wydaje mi się już mocno nierealna i przesadzona.
W „Point of Retreat” narrację przejmuje Will i utrzymuje ją również w tomie kończącym całą serię – „This Girl”. Już druga część tej trylogii nie wydawała mi się potrzebna, ale po jej przeczytaniu nieco zmieniłam zdanie. W przypadku powieści „Ta dziewczyna” całkowicie nie rozumiem potrzeby pisania i wydania tego finału cyklu. Nie wiem, czy byłby to spoiler, ale na wszelki wypadek nie powiem Wam dokładnie, z czym spotkacie się podczas jego czytania i skupię się tylko na moich odczuciach. „This Girl” podobała mi się z całą pewnością najmniej – była zbyt powtarzalna i przewidywalna. Ilość słodyczy w przeliczeniu na jedną stronę osiągnęła tu ogromną wartość i dla mnie było to zdecydowanie za dużo. Odniosłam też wrażenie, że duża zmiana zaszła w zachowaniu bohaterów. Wraz z biegiem kolejnych tomów stopień, w jakim mnie irytowali sukcesywnie rósł i niestety coraz częściej zdarzało mi się przewracać oczami ze znużeniem spowodowanym ich nieadekwatnym do sytuacji zachowaniem. Sam finał tej serii okazał się oczywisty i dokładnie taki, jak przewidywałam. Niemniej jednak powinien usatysfakcjonować wszystkie fanki romansów.
Przedstawiłam Wam, jak prezentują się poszczególne tomy trylogii, więc teraz czas na ogólne podsumowanie. Jestem dużą fanką pierwszej części tej serii i to właśnie „Slammed” jest książką, która podobała mi się najbardziej ze wszystkich napisanych przez Colleen Hoover. Niestety, kolejne tomy nie utrzymuje tego dość wysokiego poziomu, więc zaobserwowana przeze mnie tendencja spadkowa w tej serii była rozczarowująca. Nie miało to jednak w moim przypadku wpływu na tempo czytania poszczególnych powieści. Każdą z nich pochłonęłam w parę godzin, a przebrnięcie przez cały cykl zajęło mi łącznie około półtora dnia.
Myślę, że ta trylogia jest jedną z lepszych serii, jakie można znaleźć na półkach wśród młodzieżowych romansów. Oprócz najbardziej wysuwającego się na pierwszy plan motywu miłości głównych bohaterów, można w niej przeczytać również o innych trudnych sytuacjach, które mogą przydarzyć się nastolatkom (takich jak na przykład żałoba, śmierć jednego z rodziców), co nadaje powieściom Hoover większą wartość, niż mogłoby to się początkowo wydawać. Mimo że nie są one wolne od wad i da się znaleźć w nich kilka niedorzeczności i irytujących elementów, to nie uważam czasu spędzonego przy tej serii za zmarnowany. „Slammed” obfituje we wciągające wydarzenia, liczne chwile pełne wzruszeń i angażujący romans, przez co ta trylogia powinna przypaść do gustu wszystkim wielbicielkom historii miłosnych z gatunku New Adult.
Mnie w przyjemny sposób umiliła parę godzin wolnego czasu i pozwoliła na chwilę oderwać się od rzeczywistości. Polecam osobom, które mają ochotę przeczytać coś lekkiego z interesującym wątkiem miłosnym. Jeśli przymkniecie oko na niektóre wady, to z pewnością ta seria Hoover pozwoli Wam po prostu cieszyć się chwilami spędzonymi z Layken i Will’em.
A Wy co sądzicie o Colleen Hoover? Lubicie tę autorkę czy jej twórczość Was nie przekonuje? Macie zamiar przeczytać trylogię „Slammed”? Koniecznie dajcie znać w komentarzach 🙂