Rodzice Marguerite Caine są słynni ze swoich przełomowych odkryć w dziedzinie fizyki. Światło dzienne ujrzał właśnie najbardziej niezwykły z ich wynalazków, pozwalający przeskakiwać pomiędzy wymiarami i mogący zrewolucjonizować naukę. Wtedy jednak ojciec Marguerite zostaje zamordowany, zaś sprawca – jego przystojny, małomówny asystent Paul – ucieka do innego wymiaru.
Marguerite nie zamierza pozwolić, by człowiekowi, który zniszczył jej rodzinę, uszło to na sucho. Wyrusza w pościg za Paulem przez różne wszechświaty, za każdym razem przeskakując do innej wersji samej siebie. Ale po drodze spotyka alternatywne wersje dobrze znajomych ludzi – w tym Paula, którego życie coraz ściślej splata się z jej życiem. Niebawem będzie musiała zacząć się zastanawiać, czy Paul naprawdę jest winny – i co czuje jej własne serce. Później zaś odkryje, że prawda o śmierci jej ojca jest o wiele bardziej złowroga niż się tego spodziewała.(źródło)
O „Tysiąc odłamków ciebie” słyszałam mnóstwo różnych opinii. Naczytałam się zarówno tych pozytywnych, jak i skrajnie negatywnych. Początkowo nie miałam w planach sięgać po tę powieść, jednak ze względu na przepiękną okładkę i moją niezaspokojoną ciekawość (a może bardziej przekorę :D) zdecydowałam się zdobyć i przeczytać książkę Claudii Gray. I powiem Wam, że moje zdanie na temat „Tysiąca odłamków ciebie” plasuje się pomiędzy tymi dwoma typami opinii.
Nie mogę powiedzieć, że spotkało mnie rozczarowanie, ponieważ nie żywiłam zbyt dużych nadziei w stosunku do tej historii. Chciałam po prostu ciekawej opowieści z wątkiem podróży między wymiarami. Niestety, ten aspekt nie udał się zbyt dobrze autorce. Przede wszystkim raziła mnie w oczy niekonsekwencja w jego budowaniu. Może się czepiam, ale nie uważam ilości stron, jakie poświęciła Gray prawie wszystkim (oprócz jednego, o którym zaraz wspomnę więcej) wymiarom. Z reguły akcja dziejąca się w większości z nich obejmuje parę rozdziałów (przy czym w ogólnej konstrukcji są one dość do siebie podobne), natomiast ten znacznie różniący się (nasza główna bohaterka trafia w nim do carskiej Rosji) to ponad sto stron. Teraz, już po skończeniu całości odczuwam wrażenie, że pisarka najbardziej się skupiła właśnie na tym najbardziej nietypowym wymiarze, nie kładąc dużej uwagi na zdarzenia, które miały miejsce przed dotarciem do niego i po jego opuszczeniu. Bo jak inaczej wytłumaczyć strukturę „Tysiąca odłamków ciebie”?
Sam początek sprawia wrażenie trochę pisanego „na siłę” . Marguerite wyrusza w pościg po wymiarach za chłopakiem odpowiedzialnym za morderstwo jej ojca. Odwiedza kolejne z nich i akcja płynie w dość szybkim tempie. Później trafia do dawnej Rosji – i tu następuje znaczny spadek ilości wydarzeń. Gray bardziej skupia się na innym elemencie (co mi zbyt nie przeszkadzało, bo czytanie o czasach carów sprawia mi przyjemność zawsze i wszędzie), strony mijają i mało się dzieje. Tymczasem pod sam koniec akcja znowu strasznie przyśpiesza, zmierzając do wyjaśnienia intrygi, w którą wplątała się bohaterka. W stosunku do wydarzeń, które obserwujemy przez całą książkę, jej rozwiązanie było dość nietypowe i zupełnie się go nie spodziewałam. Wcześniejszy rozwój akcji czegoś takiego w żaden sposób nie zapowiadał i wydawało mi się to trochę…dziwne.
Muszę jednak przyznać, że mimo tych wad, które przedstawiłam wyżej całkiem przyjemnie mi się tę powieść czytało. Ten nieporównywalnie dłuższy od pozostałych wymiar „rosyjski” chyba najbardziej przypadł mi do gustu. Cóż poradzić, uwielbiam takie klimaty i ilość rozdziałów jemu poświęconemu zupełnie mi nie przeszkadzała (chociaż osoby, które nie lubią takich historycznych elementów mogą się trochę wynudzić). Udało mi się wciągnąć w „Tysiąc odłamków ciebie” i przez to w trakcie czytania nie raziło mnie w oczy to, co autorce nie wyszło. Dopiero po skończeniu lektury dotarło do mnie, że nie jest to żadna bardzo wyjątkowa historia, bliżej jej do zwyczajnej młodzieżówki.
Główna bohaterka jest nastolatką i zachowuje się typowo jak na osobę w takim wieku. Ma swoje lepsze i gorsze momenty, jednak w tym wszystkim nie gubi wiarygodności. Marguerite to sympatyczna postać, ciekawie skonstruowana. Kilka razy wzbudziła uśmiech na mojej twarzy poprzez stosowanie dość nietypowych porównań, jednak utrzymało się to w odpowiednich granicach. Podobnie, jak reszcie bohaterów, bardzo łatwo przychodzi jej pokonanie wielu trudności (trochę zbyt łatwo, przez co czasami ciężko uwierzyć w realizm wydarzeń).
Mamy do czynienia w tej powieści również z wątkiem miłosnym, który jest jednak skonstruowany dość typowo. Niby nie przeszkadza, ale nie dodaje też całej historii niczego wyjątkowego. Jego rozwój jest dość przewidywalny, chociaż mi dobrze się go śledziło i – co najważniejsze – nie wzbudzał we mnie żadnej niepotrzebnej irytacji.
„Tysiąc odłamków ciebie” to niepozbawiona wad młodzieżówka z elementami podróży między wymiarami. Mimo tego, że wiele jej aspektów budzi wątpliwości i jest niedopracowanych, całość generalnie czyta się dobrze. To takie trochę „guilty pleasure” – niby ta powieść do najlepszych nie należy, ale ma w sobie to coś, przez co na pewno będę tę serię kontynuować. Niedługo premiera drugiego tomu i mam nadzieję, że okaże się on lepszy od pierwszego.
Mieliście okazję czytać „Tysiąc odłamków ciebie”? Co sądzicie o tej powieści? A może planujecie po nią sięgnąć? Koniecznie dajcie znać w komentarzach 🙂