Ostatnio na blogu powiewa trochę nudą. Ciągle tylko recenzje i recenzje, wiec dziś postanowiłam stworzyć nieco inny post. Opowiem Wam trochę o filmach i serialach, które ostatnio udało mi się obejrzeć. Nie jest tego zbyt dużo, bo z braku czasu nie jestem w stanie być na bieżąco ze wszystkim, z czym chciałabym (chodzi tu głównie o seriale, bo lista tych do obejrzenia cały czas się powiększa). W pierwszej części nowego cyklu „Watched With Passion” przedstawię Wam moją opinię o dwóch filmach i trzech serialach. Zapraszam do dalszej lektury 🙂

„La La Land”

O tym musicalu już chyba wszystko zostało powiedziane, ale ja również chciałabym to tych opinii dorzucić coś od siebie. Zacznijmy od tego, że wybrałam się do kina z czystej ciekawości – chciałam po prostu wiedzieć, czy ten film naprawdę jest aż tak dobry, jak wszyscy mówią. Na seans poszłam z koleżanką – wielką fanką Emmy Stone, która już po pierwszej scenie stwierdziła, że „La La Land” zasługuje na wszystkie Oscary, do których był nominowany. Ja jednak w przeciwieństwie do niej przez cały czas trwania filmu miałam mieszane uczucia. Z jednej strony nie sposób nie docenić gry aktorskiej Stone i Goslinga oraz oczywiście soundtracku, który okazał się po prostu niesamowity, z drugiej znalazłam parę momentów, które mi nie pasowały. Moim zdaniem twórcy tego musicalu mogli bardziej zadbać o realizm całej historii. Nie przekonały mnie sceny, w których główni bohaterowie zaraz po tym, jak się poznali zaczęli tańczyć konkretny układ i śpiewać razem w duecie. Wszystko było zbyt bajkowe jak dla mnie, a scena w obserwatorium (na pewno wiecie, o którą mi chodzi) przelała już czarę goryczy. Co za dużo, to niezdrowo 😀

la-la-land-poster-1-620x893Druga część filmu okazała się jednak po tym względem znacznie lepsza i właśnie ona sprawiła, że nie wyszłam z kina aż tak rozczarowana. Spodobało mi się zakończenie (które co prawda przewidziałam, bo już spotkałam się z podobną historią tylko nie mogę sobie przypomnieć, gdzie), nie było cukierkowe i dzięki niemu film dużo zyskał w moich oczach. Jednak z moją opinią należę chyba do mniejszości – dziewczyny siedzące za mną w kinie dość głośno manifestowały swoje niezadowolenie z takiego, a nie innego przebiegu wydarzeń 😀

Nie jestem jednak przekonana, co do ilości Oscarów, które finalnie otrzymał ten film – nazbierało się ich aż 6, o ile się nie mylę. Ale na dobrą sprawę, jak zacznie się analizować każdą statuetkę po kolei, to można dojść do takiego samego wniosku, jak Amerykańska Akademia Filmowa.

0ae3fadcdd15db14796b041aa4e7-1000„Maria Skłodowska – Curie”

Wczoraj wieczorem byłam na tym filmie w kinie, więc piszę tę opinię świeżo po seansie. Bardzo pozytywnie mnie on zaskoczył, bo po zwiastunie spodziewałam się czegoś innego. Obawiałam się, że wątek romansu chemiczki przytłumi całą fabułę, ale na szczęście tak się nie stało. Film przedstawia tylko parę lat z życia Skłodowskiej – Curie – obejmuje okres od otrzymania pierwszego Nobla w 1903 r. do 1911 r, kiedy Maria sama została drugi raz uhonorowana tą nagrodą. Sam jego początek nie należy do zbyt porywających, ale wraz z biegiem fabuły ogląda się go coraz lepiej. Świetnie przedstawiono tu problemy, z jakimi musiała mierzyć się chemiczka po śmierci męża. W świecie całkowicie zdominowanym przez mężczyzn robiła wszystko, aby jej odkrycia zostały uznane przez środowisko naukowe. Obserwujemy jej walkę z dyskryminacją, jaka była powszechna w tamtych czasach w stosunku do kobiet. Cały film oceniam bardzo pozytywnie – jeśli lubicie tego rodzaju biografie, to koniecznie zainteresujcie się „Marią Skłodowską – Curie” 🙂

Czas na seriale:

reign„Reign”

Czyli jedyny zagraniczny serial, z którym udaje mi się być na bieżąco 🙂 Opowiada o życiu Marii Stuart, królowej Szkocji. Pierwszy sezon zaczyna się w momencie, kiedy młoda księżniczka przebywa na francuski dwór, aby poślubić Franciszka Walezjusza, z którym jest od dziecka zaręczona. Nie jest to serial nie wiadomo jak ambitny, to po prostu jeden z tych, które ogląda się z przyjemnością, dla rozrywki. Ja całkowicie zakochałam się w klimacie, w jakim jest utrzymany – mamy tu do czynienia z wszechobecnymi spiskami i intrygami, jak również z wątkiem fantastycznym. Oczywiście, w „Reign” nie brakuje też romansu – który może nie jest jakoś wybitnie poprowadzony, ale też nie przeszkadza (przynajmniej mi). Szczerze mówiąc, przez pierwsze odcinki przebrnęłam błyskawicznie zachęcona przepięknymi strojami (suknie Marii i jej dam dworu to mistrzostwo) i postaciami, szczególnie Katarzyną Medycejską (w tej roli Megan Follows). Po prostu uwielbiam tę kobietę 😀

Aktualnie jestem w trakcie 4 sezonu, który (z tego, co wiem) ma być również ostatnim. Szkoda, bo przez te parę lat trochę zżyłam się z bohaterami i chętnie obejrzałabym ciąg dalszy. Dwa pierwsze sezony „Reign” pojawiają się od czasu do czasu na AXN White pod świetnym tytułem (którym nie należy się sugerować – pozdrawiam tłumacza) „Nastoletnia Maria Stuart” 😉

Wszystkim fanom serialów historycznych jak najbardziej polecam zapoznanie się z nim, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście 🙂

the-royals-2015-5507eb2489e64„The Royals”

Tą historią fikcyjnej, brytyjskiej rodziny królewskiej zainteresowałam się po przeczytaniu bardzo pochlebnej opinii na jednym z blogów. Współczesna monarchia i problemy osób z nią związanych? Jak dla mnie to idealny materiał na serial. Nie spodziewałam się jednak, że okaże się on aż tak wciągający – w czasie weekendów byłam w stanie oglądać odcinek za odcinkiem nie czując w ogóle znużenia fabułą. Mówiąc o „The Royals” warto docenić zarówno sam scenariusz, który jest genialny, jak i grę aktorską. I tutaj – podobnie jak w przypadku „Reign” – jedną z moich ulubionych postaci (mimo paskudnego charakteru) jest królowa Helena. Uwielbiam Elizabeth Hurley w tej roli i uważam, że żadnej innej aktorce nie udałoby się tak dobrze w nią wcielić.

Na ten moment udało mi się obejrzeć dwa sezony – w lutym zakończono emisję trzeciego, wiadomo też, że powstanie czwarty. Mam nadzieję, że jak najszybciej znajdę czas, żeby go nadrobić, bo tym, jak zakończył się ostatni odcinek drugiego sezonu, już nie mogę się doczekać 🙂

103144_w2„Belle Epoque”

I teraz już nie będzie tak przyjemnie. Po reklamowanej już od dłuższego czasu produkcji TVN-u spodziewałam się wiele jeszcze przed premierą i (jak chyba większość widzów) spotkało mnie srogie rozczarowanie. Doceniam to, że twórcy starali się stworzyć coś, czego jeszcze w polskiej telewizji nie było, czyli serial kostiumowo-kryminalny, ale nie za bardzo im to wyszło. Spotkałam się z opinią, że miał to być taki polski „Sherlock”, ale trzeba przyznać, do serialu BBC nie da się go porównywać. Fabuła „Belle Epoque” jest nijaka; zupełnie nie wciągnęły mnie ani wydarzenia, ani śledztwa prowadzone przez głównego bohatera. Słyszałam gdzieś, że zbrodnie w nim przedstawione wydarzyły się kiedyś naprawdę. Nie za bardzo w to wierzę – wydaje mi się, że twórców poniosła po prostu wyobraźnia i przedobrzyli, jeśli chodzi o wątki, które miały być szokujące. Całkowicie brakuje temu wszystkiemu wiarygodności i to właśnie sprawia, że widz nie jest po prostu w stanie wciągnąć się w śledztwo, w którego sens nie wierzy. Pominę już to, że każdy odcinek opiera się na tym samym schemacie, bo to wszyscy wiemy. Przejdę do kwestii, która zdenerwowała mnie najbardziej: brak jakiejkolwiek archaizacji języka, którym posługują się bohaterowie. Nie jestem żadnym znawcą, ale wydaje mi się, że na początku XX w. ludzie używali trochę innego słownictwa, niż teraz. Twórcy „Belle Epoque” mieli jednak na ten temat najwyraźniej inne zdanie, bo najbardziej archaicznym słowem, jakie można usłyszeć oglądając ten serial jest „serwus”.

belle_epoque_3Ciekawią mnie też kwestie kulturowe, które w nim obserwujemy. Wiadomo, że pozycja kobiet w XX w. nie była zbyt silna – nie posiadały wtedy wielu praw (przecież sama Maria Skłodowska – Curie, której szczyt kariery przypada właśnie na początek tego wieku musiała się mierzyć z dyskryminacją, co zostało swoją drogą świetnie przedstawione w filmie jej poświęconym). W „Belle Epoque” natomiast jedna z głównych bohaterek drugoplanowych pracuje wraz z bratem jako ktoś w rodzaju lekarza sądowego oraz pomaga przy wszystkich śledztwach – i nikogo to nie dziwi! Pewnie, przecież dla co drugiej kobiety w tamtych czasach to codzienne zajęcie…

Mimo tego, jak słaby jest to serial, oglądam go dość regularnie (chyba w nadziei, że coś się poprawi). Na pewno nie dla Małaszyńskiego grającego główną rolę, bo ewidentnie się on w niej nie sprawdza. Przed premierą pierwszego odcinka liczyłam, że chociaż Magdalena Cielecka (Konstancja) uratuje całość, ale niestety – jej postać jest już przez scenariusz skazana na porażkę i nawet tak dobra aktorka nie jest w stanie pociągnąć sama całego serialu.


To już wszystko, jeśli chodzi o dzisiejszy post. Gratuluję, jeśli udało Wam się dobrnąć do końca 🙂

Koniecznie dajcie znać, jeśli oglądaliście któryś z przedstawionych przeze mnie filmów/seriali. Napiszcie, co o nich sądzicie – chętnie poznam Waszą opinię. Miło byłoby mi też, gdybyście podrzucili w komentarzach propozycje Waszych ulubionych seriali. Aktualnie szukam czegoś, z czym warto byłoby być na bieżąco – tylko proszę, żeby nie miały za dużo sezonów (sześciu czy siedmiu raczej nie uda mi się nadrobić)

Życzę miłego weekendu 😉