Kiedy zobaczyłam „Skrzynię ofiarną” w zapowiedziach i przeczytałam opis fabuły, od razu wiedziałam, że koniecznie muszę poznać tę historię. Zapowiadało się mrocznie, tajemniczo i trochę strasznie, a ja bardzo lubię powieści utrzymane w takim klimacie. Moją nadzieję na świetną lekturę dodatkowo spotęgowało zdanie umieszczone z tyłu okładki mówiące, że ten thriller pokochają fani „To” Kinga i serialu „Stranger Things”. Szybko zaczęłam lekturę, ale już po kilku rozdziałach okazało się, że książka Martina Stewarta zupełnie nie była tym, czego oczekiwałam.

W upalne wakacje 1982 roku Sep, Arkle, Mack, Lamb i Hadley zostają połączeni przez więzy przyjaźni… oraz mroczny sekret, który po latach powraca, aby ich nawiedzać. Kiedy nastolatkowie znajdują w lesie starożytną kamienną skrzynię, pod wpływem sennej wizji postanawiają złożyć w niej ofiary. Każde z nich oddaje skrzyni coś wyjątkowo bliskiego swojemu sercu. Zawierają przy tym pakt: nigdy nie powrócą do skrzyni nocą, nigdy nie przyjdą do niej samotnie i nigdy nie zabiorą z niej swoich darów. Cztery lata później losy dawnych przyjaciół ponownie łączy ze sobą seria przerażających, krwawych wypadków, która może oznaczać tylko jedno – któreś z nich złamało przysięgę. Jaką cenę przyjdzie im za to zapłacić? (opis wydawnictwa)

Moim największym problemem z tą historią było to, że zupełnie nie potrafiłam się w nią wciągnąć. Na samym początku mnie to nie dziwiło, ale kiedy przeczytałam już ponad 100 stron zaczęło mnie to irytować. Niby z budową fabuły było wszystko w porządku – działo się dość dużo i autor cały czas starał się budować napięcie między kolejnymi wydarzeniami – ale mnie zupełnie to nie fascynowało. Nie miałam żadnego problemu z odłożeniem książki na bok i niewracaniem do niej przez kilka dni. Ta historia zupełnie nie wywołała we mnie ciekawości odnośnie tego, co wydarzy się dalej. Spowodowało to, że lektura „Skrzyni ofiarnej” zajęła mi ponad trzy tygodnie, mimo że mój egzemplarz liczył sobie tylko niecałe 400 stron.

Na początku zeszłego tygodnia stwierdziłam, że muszę w końcu przebrnąć przez tę powieść i usiadłam z zamiarem poznania jej w całości. Ponad połowę książki przeczytałam w ciągu jednego dnia i wtedy nasunął mi się powód mojego problemu z zaangażowaniem się w fabułę. „Skrzynia ofiarna” w moim odczuciu jest skierowana dla młodszych czytelników, młodzieży w wieku 13-15 lat. Z uwagi na to, że nie należę już od dłuższego czasu do tej grupy wiekowej i przeczytałam już wiele podobnych historii, książka Martina Stewarta nie zachwyciła mnie tak, jak pewnie zrobiłaby to kilka lat temu.

Łatwo zauważyć to, że fabuła jest pełna różnych luk i niedoprowadzonych do końca wątków. O ile na samym początku nie rzuca się to w oczy, to bliżej zakończenia już niestety staje się widoczne. Nasi bohaterowie są bardzo młodzi, a robią rzeczy, których żaden normalny nastolatek by nie uczynił. Autor wiele razy naciągnął realia świata do swoich potrzeb, przez co m.in. rodziców jednej z postaci cały dzień nie ma w domu bez żadnego wyjaśnienia, śmierci kolejnych osób nie zostają w ogóle dostrzeżone przez mieszkańców miasta, a na widoczne z dużej odległości zachowanie głównych bohaterów zupełnie nikt nie zwraca uwagi. Martin tak zbudował opowieść, że odniosłam wrażenie, iż w mieście na wyspie, gdzie ma miejsce akcja, żyje może z 15 osób (co z oczywistych względów jest absurdalne).

Projekt bez tytułu(5)

Jeśli ta powieść byłaby już z góry reklamowana jako skierowana do młodszej młodzieży, to na te elementy można by przymknąć oko. Jednak w momencie, kiedy do jej przeczytania zachęca się poprzez porównywanie do „To” Stephena Kinga i serialu „Stranger Things”, muszę wypunktować to jako dość poważną wadę. Jeśli zaś chodzi o ewentualne podobieństwa do wyżej wymienionych tytułów, to należy do nich zdecydowanie zaliczyć wiek bohaterów – to młodzież w wieku szkolnym. Przed lekturą tej książki nie proponuję nastawiać się na przerażającą powieść – co prawda nastrój grozy jest tu obecny przez cały czas i autor bardzo umiejętnie go utrzymuje, ale takiego bardziej dosadnego strachu raczej podczas czytania nie zaznacie.

Niezależnie od tego, co napisałam powyżej, „Skrzynia ofiarna” dobrze wypada, jeśli ocenimy ją na tle innych powieści z tego samego gatunku. Dzięki temu, że w wydarzeniach teraźniejszych dużą rolę odgrywa przeszłość łącząca bohaterów, akcja ma miejsce w różnych latach. Przeplatanie odmiennych narracji zdecydowanie udało się autorowi i wyszło na plus całej historii. Podobał mi się też sposób wykreowania głównych bohaterów, którzy byli na swój sposób wiarygodni, jak również sam pomysł na powieść – motyw tajemniczej i budzącej grozę skrzyni ofiarnej był bardzo intrygujący.

Czy polecam tę książkę? Tak, ale przed jej lekturą należy mieć na uwadze, że nie jest to nie wiadomo jak nieprzewidywalna i przerażająca historia. Czyta się ją dobrze, styl autora jest bardzo przystępny, a całość skrywa w sobie morał, który czytelnik łatwo może z niej wyciągnąć. „Skrzynię ofiarną” cechuje dość mroczny klimat i mające miejsce wydarzenia też nie są zbyt radosne, ale liczącemu sobie więcej niż 15 lat czytelnikowi możne nie do końca przypaść do gustu z wyżej wymienionych powodów. Ja – chcąc nie chcąc – zauważyłam wiele niedoskonałości, które obniżyły moją finalną ocenę tej książki, ale jeśli przymknie się na nie oko, to można dobrze się bawić podczas lektury.

PREMIERA: 18 września 2019


Lubicie takie powieści? Słyszeliście o „Skrzyni ofiarnej”? Koniecznie podzielcie się swoją opinią w komentarzach 🙂

Wydawnictwo YA!

Wydawnictwo YA!