Niedawno poczułam ogromną ochotę na czytanie powieści romantycznych i w związku z tym parę pozycji z tego gatunku pojawiło się na mojej półce. Na sam początek sięgnęłam po „Czekając na ciebie” Magdaleny Krauze i ta powieść bardzo mi się spodobała i pozytywnie nastawiła do kolejnych czekających na mnie tytułów. „Z widokiem na miłość” przyciągnęło mnie opisem, który zapowiadał lekką i przyjemną do czytania romantyczną historię. Niestety, książka Kate Sterritt w moim odczuciu zupełnie taka nie była.

Holly Ashton nie obchodzi urodzin od czasu, gdy zmarła jej matka. Zamiast tego w ten jeden dzień w roku pozwala sobie na żałobę. Resztę roku spędza na udawaniu silnej i niezależnej kobiety, którą bardzo chce być. Całkowicie pochłania ją świetna praca architektki w najbardziej prestiżowej firmie w Sydney. Jej życie wygląda dokładnie tak, jak według niej powinno wyglądać. Aż do jej dwudziestych piątych urodzin dziewczyny. Przypadkowe spotkanie z Ryanem Davenportem, dyrektorem generalnym firmy deweloperskiej, wywraca jej ściśle kontrolowany świat do góry nogami. Ryan jest przebojowy, ambitny i przyzwyczajony do tego, że dostaje to, czego chce. A tym, czego aktualnie chce jest piękna, okropnie wygadana Holly Ashton. Czy mogą żyć długo i szczęśliwie, skoro żadne z nich nie wierzy w szczęśliwe zakończenia? (źródło)

Zarys fabuły zapowiadał trochę sztampową, ale mimo wszystko przyciągającą historię. Miałam przeczucie, że może być ona nieco zbyt schematyczna, ale liczyłam, że autorce uda się zachować w tym wszystkim oryginalność. Muszę przyznać, że na samym początku faktycznie tak było – motyw żałoby głównej bohaterki był czymś nowym biorąc pod uwagę przeczytane przeze mnie romanse. Dalej jednak było tylko gorzej. Już sam sposób, w jaki poznali się główni bohaterowie i towarzyszące temu okoliczności miały niewiele wspólnego z jakąkolwiek wyjątkowością. Wątek straty matki przez Holly został znowu podjęty po mniej więcej trzech czwartych książki, tylko po to, by usprawiedliwić jej zachowanie (co i tak nie było zbyt wiarygodne). Niestety, nie byłam usatysfakcjonowana tym, w jaką stronę autorka pociągnęła zarówno go, jak i całą historię. Samo zakończenie i wydarzenia bezpośrednio przed nim były już tak schematyczne i przewidywalne, że odebrało mi to radość z lektury.

Dużym problemem było dla mnie to, jak Kate Sterritt wykreowała swoje postacie. Na samym początku książki byłam dość pozytywnie nastawiona do Holly i tak do połowy historii nawet ją lubiłam, ale później ta sytuacja całkowicie się odmieniła. Dziewczyna stała się bardzo nijaka, straciła swoją osobowość – która chociażby w pierwszych rozdziałach była jeszcze widoczna – i coś złego stało się z jej tokiem myślenia. Momentami zachowywała się, jakby ktoś uderzył ją czymś ciężkim w głowę. Takiego pokrętnego sposobu analizy kolejnych zdarzeń dawno nie obserwowałam, więc nie mogłam uwierzyć w decyzje, które Holly podejmowała.

Rzadko mam tak, że męscy bohaterowie romansów budzą we mnie negatywne emocje, ale Ryan przedstawiony w tej powieści od pierwszych stron nie zyskał mojej sympatii. Autorka znacznie bardziej skupiła się na jego wyglądzie zewnętrznym niż na osobowości, co bardzo mnie raziło. Niby ten mężczyzna ma jakieś tam problemy (głównie rodzinne), ale nie dało się zauważyć tego, w jaki sposób wpłynęły one na jego charakter. Sposób zachowania Ryana zupełnie nie pasował mi do budowanego wizerunku tej postaci – było w nim za dużo sprzeczności.

Nie jestem również fanką relacji między tymi bohaterami. Może wynika to z moich osobistych preferencji, ale nie przekonują mnie związki oparte głównie na fizyczności. Ta zmiana w uczuciach głównych postaci wydawała mi się dość niewiarygodna. Autorka poświęciła za mało miejsca na jakikolwiek rozwój ich relacji – bardzo mało było tu opisów rozmów Holly i Ryana, w których można by było dostrzec ich rosnące przywiązanie do siebie nawzajem. Z tego względu ich szybkie przejście od samego pożądania do miłości było dla mnie zupełnie nierealne i nie udało mi się uwierzyć w prawdziwość ich uczuć.

Projekt bez tytułu(3)

Pierwsza połowa tej książki w ogólnym rozrachunku nie była jednak taka zła biorąc pod uwagę to, co wydarzyło się później. Fabuła wymagała tego, żeby w relacji między bohaterami zaczęło się coś psuć, jednak widać, że autorka nie miała na to zbyt dobrego pomysłu. Drobnostki urastające nagle do rangi ogromnie poważnych problemów (a oczywiście można je było rozwiązać w trakcie jednej rozmowy) szybko zaczęły mnie denerwować tak, że chciałam przerwać czytanie tej książki i do niej nie wracać. Odniosłam wrażenie, że bohaterowie mieli poważne problemy z logicznym myśleniem i odczytywaniem z daleka widocznych sygnałów. Skutkowało to wieloma zupełnie niepotrzebnymi rozmowami-kłótniami (sama nie wiem, co to do końca było).

Pierwszy raz spotkałam się w jednotomowej książce z tak długim kończeniem historii. W przypadku serii jest normalne, że aby doprowadzić wszystkie wątki do końca niezbędne jest kilkadziesiąt stron. W przypadku pojedynczej powieści, dość prostej w konstrukcji i liczącej sobie niecałe 300 stron naprawdę nie jest to konieczne. W moim odczuciu słowo „koniec” mogło pojawić się bezproblemowo niemal 30 stron wcześniej. Tak długie zakończenie, pokazujące szczegółowo dalszy bieg życia głównych bohaterów zirytowało mnie. Wszystko, co tam się działo, można by opisać w jednym akapicie, a autorka zdecydowała się zaoferować nam dużą ilość nieprowadzących do niczego, sztucznych i bardzo podniosłych dialogów, nie umieszczając na tych stronach niczego zaskakującego lub chociażby zmieniającego spojrzenie czytelnika na całą historię.

„Z widokiem na miłość” miało być przyjemnym romansem do przeczytania w jeden wieczór, a okazało się dość błahą, obfitującą w ogrom schematów powieścią. Bohaterowie nie grzeszą inteligencją,  a ich relacja zupełnie mnie nie przyciągnęła. Nie spodziewałam się, że ta książka tak bardzo mnie rozczaruje – liczyłam na o wiele lepiej wykreowaną historię i akcję, która w jakikolwiek sposób byłaby zaskakująca. Niestety, w powieści Kate Sterritt tego nie znalazłam. Zdecydowanie nie polecam tej książki. Jeśli szukacie przyjemnego romansu do poczytania wieczorem, to nie ten adres.


Słyszeliście o tej książce? Lubicie czytać romanse? Jestem bardzo ciekawa Waszego zdania 🙂

kobiece