Jak mogliście zauważyć, jeśli już jakiś czas śledzicie mojego bloga, jestem wielką fanką fantastyki. Najczęściej sięgam po książki z tej kategorii, chociaż ostatnio dużo czasu spędziłam na literaturze typowo młodzieżowej. Sięgając po „Piątą porę roku” wróciłam więc do tego, co uwielbiam najbardziej. W związku z tym miałam bardzo duże oczekiwania w stosunku do tej powieści. Dodatkowo spotęgowały to liczne bardzo pozytywne recenzje, na które natknęłam się w internecie. Nie znalazłam ani jednej osoby, której by ta książka się nie spodobała. Zaczęłam więc czytać i teraz, po skończeniu całości wcale mnie to nie dziwi. Mogę z całą pewnością stwierdzić, że „Piąta pora roku” jest jedną z najlepszych powieści fantastycznych, jakie czytałam i tym samym należy do grona najlepszych książek roku 2016. Dlaczego? O tym poniżej.

317309_piata-pora-roku_573Rozpoczął się czas końca.
Rozpoczął się wielką czerwoną wyrwą biegnącą przez środek kontynentu i plującą popiołem.
Rozpoczął się śmiercią syna i porwaniem córki.
Rozpoczął się zdradą i zaognieniem ran.
Oto Bezruch, przywykły do katastrof świat, gdzie mocą ziemi włada się jak bronią. I gdzie nie ma litości.

Essun, kobieta z pozoru zwyczajna, za nic ma nadchodzącą zagładę. Jej mąż właśnie jedno z ich dzieci zabił, a drugie uprowadził. Pogrążona w żałobie i rozdarta rozpaczą, przemierza dogorywający świat. Jest zdolna dokonać jeszcze większych zniszczeń, jeśli pomoże jej to odzyskać córkę. (źródło)

Sam opis wydarzeń był dla mnie dość średnio zachęcający. Nie czułam jakiejś szczególnej fascynacji przebiegiem wypadków i muszę przyznać, że pierwsze 100-150 stron tej książki ciągnęło mi się niemiłosiernie. Nie miałam praktycznie w ogóle pojęcia, o co chodzi, czemu bohaterowie zachowują się tak, a nie inaczej i jakie to pociągnie za sobą skutki.  Ale pomyślałam, że skoro było tyle pozytywnych opinii, to na pewno nie wzięły się one znikąd. Kontynuowałam więc lekturę i naprawdę nie żałuję tego kroku. Z każdą stroną wszystkie wątki zaczęły się układać w spójną całość, tworząc razem naprawdę niesamowity efekt! Wszystko nabrało sensu i głębi, wyjaśniły się tajemnice i okazało się, że taki zabieg był naprawdę dobrym posunięciem. Gdyby autorka wszystko wyjaśniła na początku, nie byłoby przecież żadnej frajdy z odkrywania nowych sekretów i coraz głębszego poznawania świata wykreowanego! Więc jeśli po kilku rozdziałach macie mieszane uczucia odnośnie „Piątej pory roku”, pod żadnym pozorem nie odkładajcie jej na bok!

Bardzo mocną stroną tej książki są bohaterowie. Autorka przedstawiła ich w tajemniczy sposób tworząc postacie, o których na pewno przez dłuższy czas nie zapomnę. Nie są to istoty, które pojawiły się już w jakiś innych powieściach tego gatunku. Nigdy wcześniej nie miałam okazji słyszeć o kimś takim, jak zjadacze kamieni czy górotwory. Nie spotkałam się również z żadnymi stworami, które posiadałyby podobne moce;  wszystko zostało od zera stworzone przez panią Jemisin. Taki zabieg wprowadza powiew świeżości do literatury fantasy. Ani razu nie odczułam „że to już gdzieś było”, jak często się zdarza, gdy autorzy nie mają własnego pomysłu. A na brak kreatywności autorka „Piątej pory roku” pod żadnym pozorem nie może narzekać.

Jej ogromną, nieograniczoną wyobraźnię najbardziej widać w kreacji świata, w którym żyją główne postacie. Poznajemy go stopniowo i wraz z upływem stron dowiadujemy się coraz więcej szczegółów i zaczynamy rozumieć prawa nim rządzące. Bardzo mi w tym pomógł mini-słownik pojęć umieszczony na końcu książki – pozwolił upewnić się, że prawidłowo wszystko zrozumiałam. Nie chcę nic spoilerować i zabierać Wam przyjemności z lektury, więc powstrzymam się od wymieniania poszczególnych elementów tego świata. Powiem tylko, że z czymś takim na pewno nigdy wcześniej się nie spotkaliście.

PrintJednak tym, co najbardziej cenię w „Piątej porze roku” nie są ani bohaterowie, ani wizja świata. To dość dziwne w moim przypadku, ale największe wrażenie zrobił na mnie styl autorki i język, jakim się posługuje. Jest on po prostu pięknybogaty w różnorodne zwroty i wyrażenia, które niesamowicie działają na wyobraźnię. Spodobał mi się ten styl do tego stopnia, że teraz, gdy czytam zupełnie inną książkę niezwykle mi go brakuje (sama na początku w to nie wierzyłam, ale jednak).  Wielkie brawa należą się też tłumaczowi tej cudownej powieści – wykonał pan bez wątpienia kawał dobrej roboty, próbując oddać słowa autorki jak najwierniej tylko się dało.

Cóż mogę powiedzieć więcej? Po prostu sięgnijcie po „Piątą porę roku”! Jestem pewna, że tego nie pożałujecie. To jedna z tych książek, które docenia się i którymi zachwyca się dopiero po zakończeniu całości (więc jeśli początek niekoniecznie Wam się podoba, to nie rezygnujcie po żadnym pozorem, tylko koniecznie czytajcie dalej, a Wasze uczucia odmienią się o 180 stopni). Na tę chwilę trafia ona do grona moich ulubionych powieści fantastycznych i, jak już wcześniej wspomniałam, jest to również jedna z najlepszych książek, jakie przeczytałam w tym roku.

Mam nadzieję, że udało mi się przekonać wszystkich zainteresowanych, że „Piąta pora roku” to lektura obowiązkowa dla każdego fana fantastyki, ale nie tylko. Gwarantuje bardzo miło spędzony czas i niezapomniane wrażenia. Mnie pozostało już tylko czekać na kolejny tom, który już ukazał się za granicą. Oby jak najszybciej pojawił się on i w Polsce!

Za możliwość przeczytania tej genialnej powieści dziękuję wydawnictwu SQN.

Słyszeliście już o tej książce? Co sądzicie o „Piątej porze roku”? Chętnie poznam Wasze zdanie 🙂