Z uwagi na to, że w maju miałam matury, od stycznia do połowy tamtego miesiąca nie czytałam zbyt wiele. Po zakończonych egzaminach zabrałam się za nadrabianie zaległości, czego efekty możecie zobaczyć w ostatnich postach na blogu. Postanowiłam jednak dziś opowiedzieć Wam swoje wrażenia o kilku książkach, których nie planuję omawiać w osobnych recenzjach. Chcę tutaj opisać krótko moje odczucia po ich lekturze, niektóre z nich polecić, a inne odradzić. Dziś o czterech ostatnio przeczytanych przeze mnie powieściach, w przyszłości planuję omówić więcej w kolejnych postach. Serdecznie zapraszam!

wicked

„Wicked Saints” Emily A. Duncan

Jeśli ktoś z Was obserwuje mnie na Instagramie (do czego szczerze zachęcam) mógł już natknąć się na moją krótką opinię o tej powieści. Nie mogłam się doczekać, żeby przeczytać „Wicked Saints” i nie będę ukrywać, że miałam duże oczekiwania w stosunku do tej powieści. Oprawa graficzna książki jest zniewalająca i liczyłam, że jej wnętrze będzie co najmniej tak samo dobre.

W „Wicked Saints” poznajemy historię Nadii (dziewczyny słyszącej w swojej głowie głosy bogów), księcia i potwora. Ich losy splatają dzięki wydarzeniom spowodowanym przez toczącą się w ich krajach wojnę religijną. To historia mroczna, pełna magii, intryg, tajemnic i niejasności. Fabuła bardzo wciąga, ale zdecydowanie najlepszym elementem książki jest świat przedstawiony. Dwa królestwa, w których dzieje się akcja, są inspirowane słowiańską kulturą – jedno rosyjską, a drugie polską. Pierwszy raz miałam okazję czytać historię po angielsku, w której pojawiałyby się polskie wyrazy, więc zauważane na kolejnych stronach polskie imiona, nazwiska i nazwy geograficzne wywoływały uśmiech na mojej twarzy (ciekawa tylko jestem, jak osoby, które nigdy nie miały styczności z językiem polskim, radziły sobie z wymową tych, często trudnych, wyrazów 😉). Na uwagę zasługuje też niecodzienne ukazanie magii i powiązanie jej z krwią.

Jeśli w jakiejś powieści pojawia się magia, monarchia i rosyjskie inspiracje, to mogę być pewna, że przypadnie mi do gustu. Tak było i tym razem. Nie zdziwiło mnie też, że moim ulubionym bohaterem od pierwszych stron stał się książę ❤️. Jeśli zastanawiacie się, czy sięgnąć po „Wicked Saints”, to powiem Wam, że w moim odczuciu warto to zrobić, mimo że nie jest to powieść bez wad (ale czy taka w ogóle istnieje?). Jeśli lubicie fantastykę w królewsko-magicznym klimacie, to polecam zainteresować się tą pozycją. Może – tak, jak ja – zostaniecie całkowicie oczarowani i nie będziecie mogli doczekać się kolejnego tomu?

kobieta1

„Kobieta w bieli” Wilkie Collins

Ta powieść początkowo miała być tematem jednego z postów z cyklu „Nadrabiam klasykę”, ale z uwagi na to, że nie jest to zbyt znana historia, postanowiłam omówić ja tutaj. To książka pierwszy raz wydana w 1859 roku i jest nazywana jedną z pierwszych powieści kryminalno-sensacyjnych. Byłam jej bardzo ciekawa i liczyłam na klimatyczną, tajemniczą opowieść. Z radością mogę stwierdzić, że nie rozczarowałam się.

Wilkie Collins stworzył rozbudowaną historię, która intryguje już od samego początku. Mimo że akcja nie płynie do przodu tak szybko, jak w większości współczesnych powieści tego gatunku i lektura może momentami się dłużyć, to całokształt całkowicie to wynagradza. „Kobieta w bieli” jest świetnie napisana, ze względu na bardzo przyjemny styl autora jej lektura jest przyjemnością. Na kartach tej historii cały czas czuć tajemniczy klimat, momentami nawet przechodzący w uczucie grozy. Bohaterowie tworzeni przez Collinsa są niejednoznaczni, a ich zachowanie bywa nieprzewidywalne. Zdecydowanie mogę polecić tę książkę wszystkim fanom zawiłych intryg, niejasnych wydarzeń i wieku XIX w literaturze (chociaż wielbiciele wątków miłosnych też powinni być usatysfakcjonowani). Mnie „Kobieta w bieli” bardzo się podobała i jeśli będę miała okazję, to na pewno sięgnę po inne opowieści spod pióra tego autora.

artur1

„Król Artur i Rycerze Okrągłego Stołu” Roger Lancelyn Green

Uwielbiam legendy arturiańskie, więc koło tego tytułu po prostu nie mogłam przejść obojętnie. Jest zbiór historii o królu Arturze i jego rycerzach, zarówno tych bardzo znanych, jak i tych, o których usłyszałam pierwszy raz. Wszystkie opowieści zostały szczegółowo opisane przez autora z zachowaniem charakterystycznego stylu i języka, który pozwala prawdziwie poczuć klimat opisywanych czasów. Nie muszę chyba mówić, że ta książka bezwarunkowo mi się spodobała. Podczas lektury całkowicie zagłębiłam się w losy bohaterów, a dzięki temu, w jaki sposób ich historie zostały opowiedziane, czułam się, jakbym również brała udział w opisywanych wydarzeniach.

To pozycja obowiązkowa dla wszystkich wielbicieli legend arturiańskich. Polecam ją również osobom, które uwielbiają powieści osadzone w niezwykle dobrze oddanych historycznych realiach. Czytanie „Króla Artura i Rycerzy Okrągłego Stołu” to prawdziwa przyjemność. To zbiór historii idealnych na wieczorny relaks – sprawdzają się świetnie jako oderwanie od codziennych spraw.

kjaar

„Kroniki Jaaru. Megapolis” Adam Faber

Do tego momentu wszystkie wspomniane książki polecałam, przy tej jednak ulegnie to zmianie. Niedawno opublikował recenzję poprzedniego tomu tej serii – „Tajemnego imienia”. Poziom tamtej powieści potwierdzał tendencję spadkową, którą zaobserwowałam w kolejnych częściach „Kronik Jaaru”. Mimo że nie przypadła mi do gustu, postanowiłam dać tej serii ostatnią szansę i sięgnąć po „Megapolis” z nadzieją, że nareszcie się nie rozczaruję. Niestety, z przykrością muszę stwierdzić, że ta powieść była ostatnią, którą przeczytałam z tego cyklu.

Największy zarzut mam w stosunku do fabuły. Poleciała ona w zupełnie innym kierunku, niż można się tego było spodziewać już w poprzednich tomach, ale teraz przekroczyło tu całkowicie mój poziom tolerancji. Autor zdecydował się pójść w stronę takiego trochę science-fiction, co nie było w moim odczuciu dobrym wyborem. Zdecydowanie nie przypadło mi to do gustu, bo – jak pewnie wiecie – wielbicielką tego gatunku literackiego zdecydowanie nie jestem.

Z tomu na tom co raz mniej obchodziły mnie losy bohaterów i w tej części to, co się z nimi stanie, było dla mnie zupełnie obojętne. Przerzucałam kolejne strony tej książki z obojętnością, jakiej dawno nie doznałam podczas lektury żadnej powieści. „Megapolis” nie wywołało we mnie żadnych pozytywnych emocji i spowodowało, że odłożyłam tę książkę rozczarowana z myślą, że na pewno nie zdecyduję się sięgnąć po kolejne tomy cyklu. Wychodzi na to, że chyba nie należę do grupy, do której kierowana jest ta seria.


Słyszeliście o tych książkach? Mieliście okazję czytać którąś z nich? Jak Wam się podobały? Koniecznie podzielcie się swoimi wrażeniami w komentarzach, jestem bardzo ciekawa Waszego zdania 🙂