Z Jay’em Kristoffem miałam dotychczas styczność tylko raz, w przypadku powieści „Illuminae”, której był współautorem. Nie wspominam lektury tej książki zbyt dobrze – okazała się ona jednym z moich największych rozczarowań zeszłego roku. Wielokrotnie jednak słyszałam, że tytuły, które Kristoff napisał samodzielnie są zdecydowanie godne uwagi. Ogrom pozytywnych opinii dotyczących jego serii „Wojna lotosowa” sprawił, że postanowiłam sprawdzić, jakie te powieści okażą się w moim odczuciu. W ten sposób na moją półkę trafili „Tancerze burzy” oraz dwa kolejne tomy tego cyklu. Zaczynałam lekturę przygotowana na oszałamiającą historię, która porwie mnie co najmniej tak, jak wszystkich zachwycających się nią czytelników. I  – jak to często bywa w moim przypadku – nie dołączę do grona osób bezgranicznie uwielbiających tę książkę.

Pierwsza część trylogii „Wojna lotosowa” wprowadza czytelników w świat wysp Shima, które, rządzone przez okrutnego szoguna, są na granicy przetrwania: toksyczny przemysł wyniszcza państwo, a władca dba wyłącznie o własne interesy. Tajemnicza, wszechmocna Gildia surowo karze każdego, kogo podejrzewa o Nieczystość. W tym świecie zaawansowana technologia przeplata się z japońską mitologią. W tych niespokojnych czasach szogun wydaje polecenie: wysyła Yukiko i jej ojca po gryfa – gatunek istniejący już tylko w legendach – co od początku jawi się jako zadanie niemożliwe do wykonania. Życie ojca i córki wisi na włosku, bo jak wszyscy doskonale wiedzą, szogunowi się nie odmawia. Jednak misja okazuje się daleko bardziej niebezpieczna niż niemożliwa. (źródło)

tancerze3

Powodem, dla którego przez długi czas odkładałam sięgnięcie po tę powieść, były jej główne rozwiązania fabularne. „Tancerze burzy” łączą w sobie elementy steampunku i kultury japońskiej, a ja nie jestem fanką ani jednego, ani drugiego. Moje obawy okazały się na szczęście całkowicie nieuzasadnione. Kristoff nie tylko tak umiejętnie wykreował świat w swojej powieści, że nie przeszkadzał mi żaden jego aspekt, ale jeszcze często sprawiał, że fabuła stawała się znacznie bardziej fascynująca. Pierwszy raz czytałam powieść, w której tak dużą rolę grały nielubiane przeze mnie elementy rodem z Japonii i zupełnie nie czułam zniechęcenia w trakcie lektury. Autor skupił się głównie na japońskiej mitologii, dotychczas całkowicie przeze mnie nieznanej, ale zaserwował ją w taki sposób, że udało mi się kompletnie wciągnąć w świat i akcję. Podobnie wyglądała sytuacja ze steampunkiem – ku mojemu zaskoczeniu również mi on nie utrudniał czytania.

Muszę jednak zaznaczyć, że na samym początku lektury sytuacja nie wyglądała tak kolorowo. Pierwsze kilkadziesiąt stron było w moim odczuciu dość enigmatyczne. Pojawiało się sporo niewiadomych i niedopowiedzeń, które przez dłuższy okres pozostawały niezrozumiałe. Po dodaniu do tego dużej ilości nowych słów i wyrażeń (do ich wyjaśnień umieszczonych na końcu książki zdarzało mi się bardzo często zaglądać), poczułam się nieco zagubiona. Nie miałam bladego pojęcia, w jakim kierunku potoczy się akcja, więc czytałam dalej licząc, że w końcu coś się wyjaśni. Na szczęście, wraz z biegiem kolejnych rozdziałów sytuacja uległa ogromnej poprawie i już po połowie udało mi się w pełni odnaleźć w fabule i stworzonym przez Kristoffa świecie.

tancerze2

O ile na samym początku lektury wiedziałam naprawdę niewiele, to jednego byłam pewna – swojego stosunku do Yukiko. Nie polubiłam jej, ale nie przez to, że mnie irytowała (to miało miejsce tylko w kilku pierwszych rozdziałach). Została ona wykreowana w taki sposób, że wydawała się bardzo chłodna i oschła, a przez to trudno było się z nią zżyć. Nawet jeśli nie żywię do niej bezpośredniej sympatii, to nie mogę nie docenić jej silnego charakteru i uporu w dążeniu do celu. To zdecydowanie udało się autorowi zawrzeć w tej postaci. Yukiko miała swoje lepsze i gorsze momenty, ale większość tych pierwszych pojawiała się za sprawą mojego ulubionego bohatera „Tancerzy burzy” – Buruu. Przerażający arashitora zaintrygował mnie już na początku, a wraz z biegiem stron coraz bardziej go lubiłam i wielokrotnie szczerze mu współczułam. Jeśli chodzi o postacie drugoplanowe, to z reguły były one dobrze wykreowane, więc nie mam do czego się przyczepić.

„Tancerze burzy” są opowieścią fantasy skierowaną głównie do młodzieży i wydawałoby się, że jej lektura powinna być lekka, przyjemna, niewzbudzająca zbyt wielu emocji. Byłam przygotowana właśnie na coś takiego i mimo opisów na okładce nie spodziewałam się, jak wiele uczyć wywoła we mnie ta historia. Z całą pewnością nie można jej nazwać lekką – przez większość czasu bije z niej przygnębienie i smutek spowodowany specyfiką opisywanego świata i wydarzeniami. Podczas jej czytania nietrudno o chwile wzruszeń, których jest za dużo, by mówić o tej powieści jako o zupełnie odmóżdżającej młodzieżówce.

tancerze4

Książka Kristoffa szczerze przypadła mi do gustu, ale nie wywołała u mnie bezgranicznego zachwytu. Zabrakło mi czegoś wyjątkowego pod względem fabularnym, gdyż miałam wrażenie, że z większością wydarzeń z tej historii już się wcześniej spotkałam. To samo dotyczy relacji głównej bohaterki z budzącym przerażenie legendarnym stworem – chwilami przypominało mi to niektóre sceny z animacji „Jak wytresować smoka”.

Nie zmieniło to jednak faktu, że „Tancerzy burzy” bardzo dobrze mi się czytało i wszystkim zainteresowanym będę polecać tę powieść. Szczególnie warto po nią sięgnąć z uwagi na genialnie rozbudowany świat przedstawiony. Połączenie steampunku i japońskiej mitologii wypada tu świetnie (i mówię to jako osoba, która nie trawi tych dwóch elementów osobno). Fabuła – po przebrnięciu przez kilka pierwszych rozdziałów – mocno wciąga, a klimat stworzony przez autora i kolejne wydarzenia wpływają na emocje czytelnika. Mimo paru aspektów działających na niekorzyść tej książki, uważam, że warto ją przeczytać i wyrobić sobie o niej własne zdanie. Ja nie żałuję, że to zrobiłam i  planuję w najbliższym czasie poznać kolejne tomy „Wojny lotosowej”. Na pewno dam Wam znać, jak mi się podobały.


Słyszeliście o tej powieści? Czytaliście coś tego autora? Co sądzicie o „Tancerzach burzy”? Jestem ogromnie ciekawa Waszego zdania 🙂

Wydawnictwo Uroboros

Wydawnictwo Uroboros