Jak prawdopodobnie wiecie, jestem ogromną fanką fantasy. Szczególną miłością darzę historie, w których dużą rolę odgrywa monarchia. Czytanie o królach, królowych i księżniczkach sprawia mi ogromną przyjemność już od samego początku mojej przygody z literaturą. W związku z tym, kiedy tylko na rynku wydawniczym pojawia się jakaś nowa powieść w takim klimacie, robię wszystko, by jak najszybciej po nią sięgnąć. Tak właśnie wyglądała sytuacja z „Trucicielką królowej”. Opis tej książki zapowiadał intrygujące przedstawienie uwielbianego przeze mnie motywu, więc nie byłabym sobą, gdybym przeszła obok tego tytułu obojętnie. Podświadomie liczyłam na coś w stylu „Zwiadowców” Johna Flanagana ze względu na wiek bohaterów, ale okazało się, że historia stworzona przez Jeffa Wheelera w zbyt wielu aspektach nie przypomina tego cyklu.

Króla Severna Argentine’a wyprzedza jego straszliwa reputacja: uzurpator, morderca prawowitych następców tronu, który bezwzględnie karze zdrajców. Próbując go obalić diuk Kiskaddon podejmuje ryzyko… i przegrywa. Teraz diuk musi za to zapłacić, oddając swego najmłodszego syna Owena, jako zakładnika króla.  I jeśli znów okaże się nielojalny, chłopiec zapłaci za to życiem. Poszukując sojuszników i unikając szpiegów Severna, Owen uczy się przetrwania na dworze w Królewskim Źródle. Gdy pojawiają się nowe dowody zdrady jego ojca, które mogą przypieczętować los chłopca, Owen musi wkraść się w łaski mściwego króla, udowadniając ile jest wart – i to nie w zwykły sposób. Istnieje też tylko jedna osoba, która może mu dopomóc w tej rozpaczliwej próbie: tajemnicza kobieta, działająca w ukryciu, która dzierży prawdziwą władzę nad życiem, śmiercią i przeznaczeniem. (źródło)

trucicielka2

„Trucicielka królowej” przede wszystkim ma jedną, zasadniczą wadę, która wpływa na odbiór powieści już od pierwszych stron aż do samego końca. Jest nią wiek głównego bohatera. Jeszcze zanim rozpoczęłam lekturę, zbytnio nie przejmowałam się tym, że Owen ma tylko osiem lat. Czytałam już przecież serie, w których postacie były w podobnym wieku i zupełnie mi to nie przeszkadzało. Niestety, tym razem sytuacja okazała się całkowicie odwrotna. Nie chodzi mi już o sam wiek, ale skoro Wheeler zdecydował się stworzyć tak młodego bohatera, to musi być konsekwentny w kreowaniu jego zachowania przez całą objętość swojej historii. Właśnie tego mi tutaj zabrakło.

Owen nie jest zbyt wiarygodną postacią. Przez cały czas trwania fabuły jego ulubioną rozrywką jest budowanie z klocków, ale jednocześnie okazuje się na tyle dojrzały, że bez problemu bierze udział w spiskach oraz potrafi zrozumieć większość dworskich zagrywek. Mnie wydaje się to trochę nieprawdopodobne i  niestety rzucało mi się w oczy podczas czytania. Właśnie wiek głównego bohatera decyduje o wielu aspektach tej książki, które mogłyby być lepsze, gdyby autor zdecydował się uczynić go parę lat starszym.

Jednym z przejawów tego jest między innymi częste tłumaczenie Owenowi przez dorosłych zwrotów, których znaczenia on jako dziecko nie zna. I dobrze, na pewno jest to korzystne, jeśli po tę powieść sięgnęłaby młodsza osoba, bo dzięki temu bez problemu będzie wiedziała, o co w danym momencie chodzi. Mnie jednak, jako starszego czytelnika, który doskonale zdaje sobie sprawę, czym na przykład zajmuje się trucicielka, takie rozwlekanie i dostosowywanie rozmowy do dzieci nużyło i w niektórych momentach również irytowało.

trucicielka1

Jeśli chodzi o bohaterów drugoplanowych, to w tym aspekcie nie mam nic do zarzucenia. Zostali oni wykreowani nieco stereotypowo, ale na szczęście interesująco, dzięki czemu większość z nich szczerze polubiłam. Moją faworytką jest Evie, zdecydowanie najbardziej charyzmatyczna i żywiołowa osoba wśród wszystkich przedstawionych w powieści postaci. Trochę mniej przypadła mi do gustu tytułowa trucicielka, ale to już wynik mojej indywidualnej niechęci do „wszechwiedzących” bohaterów.

Mimo że ta powieść nie obfituje w ogromną ilość akcji, to jej lektura bezapelacyjnie należy do przyjemnych. Da się odczuć, że jest to pierwszy tom serii – duży nacisk postawiono na ekspozycję bohaterów, przez co poznajemy wiele historii z przeszłości. Pojawiają się też oczekiwane przeze mnie spiski. Może nie mają one bardzo obszernego wymiaru, ale liczę na to, że wraz kolejnymi tomami będzie ich coraz więcej.

„Trucicielce królowej” dużo brakuje w porównaniu do „Zwiadowców” Johna Flanagana zarówno, jeśli chodzi o samą akcję, jak i o bohaterów. Ta powieść jest zupełnie inna i widać, że autor kieruje fabułę w całkowicie odrębny sposób. Mimo paru wad, które dostrzegłam w tej historii, to koniec końców oceniam ją jako dobrą i szczerze polecam, choć głównie młodszym czytelnikom, którzy w wieku zbliżonym do głównego bohatera na pewno będę się dobrze bawić. Osoby starsze też powinny spędzić przy tej książce przyjemne chwile, ale przy podejściu takim „z przymrużeniem oka” na niektóre oczywistości i niewiarygodne momenty 🙂

trucicielka

Ja osobiście na pewno będę tę serię kontynuować. Mam już na półce drugi tom i w niedługim czasie planuję się za niego zabrać. Wydaje mi się, że może on znacznie bardziej przypaść mi do gustu, bo podobno ma tam miejsce przeskok czasowy i wydarzenia dzieją się dziewięć lat później niż akcja „Trucicielki królowej”. Oczywiście w niedalekiej przyszłości dam Wam znać, co o niej myślę.


Lubicie takie młodzieżówki w klimacie fantasy? Słyszeliście o tej serii? A może jej lektura już za Wami? Będzie mi bardzo miło, jeśli podzielicie się opiniami w komentarzach 🙂

Wydawnictwo Jaguar

Wydawnictwo Jaguar