Ostatnio nie mam ochoty czytać żadnych „ciężkich” książek. Z uwagi na to, że jest listopad i depresyjna atmosfera za oknem szukam czegoś, co stanowiłoby odmianę od szkolnych obowiązków i chociaż na chwilę przeniosło mnie w trochę inny świat. Coraz częściej sięgam więc po powieści typowo młodzieżowe, od których oczekuję, że będą „lekkie i przyjemne”. Niestety, poprzednia książka, jaką przeczytałam w celu odstresowania, wyzwoliła u mnie same negatywne emocje i nie małą irytację (jeśli chcecie dowiedzieć się, co dokładnie mi przeszkadzało w lekturze „Klątwy tygrysa”, to zapraszam tutaj). Z tego powodu z pewną obawą sięgałam po „Do wszystkich chłopców, których kochałam” Jenny Han. Spodziewałam się kolejnej bardzo infantylnej historyjki, ale spotkało mnie naprawdę miłe zaskoczenie.
Lara Jean Song przechowuje swoje listy miłosne w pudełku na kapelusze, które dostała od mamy. Nie są to jednak wyznania miłosne jej adoratorów, ale listy, które sama napisała do obiektów swoich uczuć – jeden list do każdego chłopca, w którym była kiedyś zakochana. W sumie pięć. Pisząc je, Lara bez oporów przelewała wszystkie swoje uczucia na papier i zupełnie szczerze, bez żadnych zahamowań formułowała zdania, których nigdy nie ośmieliłaby się wypowiedzieć na głos, ponieważ listy te były przeznaczone wyłącznie dla jej oczu i nigdy nie miały dotrzeć do adresatów. Pewnego dnia okazuje się jednak, że jakimś cudownym sposobem zostały wysłane. Od tej chwili wszystko w życiu Lary staje na głowie i wymyka się spod kontroli.(źródło)
Opis skupia się na wątku, wokół którego toczy się cała fabuła, czyli tych nieszczęśliwie wysłanych listów. Gdy zaczęłam jednak czytać tę książkę, okazało się, że wcale nie jest on taki ważny. Dużą rolę grają w tej książce relacje głównej bohaterki z siostrami, które poznajemy, gdy najstarsza z nich wyjeżdża na studia. Młodsze dziewczyny muszą poradzić sobie teraz same, bez kontrolującej wszystko Margot. Zaskoczyło mnie to, jak wiele różnych problemów pojawia się w tej historii. Oprócz dylematów miłosnych głównej bohaterki książka pani Han podkreśla, jak ważne są relacje rodzinne, które trzeba ciągle pielęgnować, aby utrzymać je w dobrym stanie. Nie jest to zwykła, płytka młodzieżówka – niesie za sobą też pewne wartości.
Jeśli chodzi o bohaterów, to tutaj mam nieco mieszane uczucia. Naprawdę polubiłam Larę Jean, która momentami wydawała się bardzo do mnie podobna i potrafiłam zrozumieć większość jej decyzji. To samo tyczy się Petera – może nie jest on najlepiej wykreowanym bohaterem o jakim ostatnio czytałam, ale byłam w stanie żywić do niego sympatię przez większość książki (oprócz momentów, w których wykazywał się głupotą latając bez opamiętania za swoją byłą dziewczyną).
Dużą rolę w tej powieści odgrywają siostry Lary Jean – młodsza Kitty (która momentami zachowywała się zbyt dojrzale, jak na swoje dziewięć lat chociaż może amerykańskie dzieci zachowują się tak dorośle w każdym wieku) i starsza Margot. To właśnie ona najbardziej mi przeszkadzała w lekturze. Jej zachowanie było niesamowicie egoistyczne – zarówno w stosunku do rodziny, jak i do chłopaka. Potrafiła ze wszystkiego zrobić problem, a nawet powiedzieć ojcu jedną z tajemnic Lary Jean, stawiając ją w bardzo złym świetle. Natomiast nasza główna bohaterka zupełnie tego nie widziała, była wpatrzona w Margot jak w obrazek, nie zauważając praktycznie żadnych jej wad. Co chwilę się zastanawiała, co zrobiłaby w takiej sytuacji jej siostra, jak ona by się zachowała itd. I o ile na początku całkowicie to rozumiałam (można było to usprawiedliwić tęsknotą, dążeniem do osiągnięcia tego, co siostra), to już w drugiej połowie książki bardzo mnie to denerwowało i irytowało. Szczególnie, jeśli Lara Jean nawet decydując o swoim prywatnym życiu obawiała się opinii siostry, która próbowała ciągle układać jej życie i dobierać osoby, z którymi może się spotykać. Dobrze, że pod koniec książki Lara Jean w końcu to zauważyła i sprzeciwiła się zdaniu Margot (tylko szkoda, że dopiero wtedy – przez ponad 250 stron czekałam, aż to wreszcie się stanie)
Wątek miłosny, który gra dość ważną rolę w tej książce, został przedstawiony w całkiem przystępny sposób. Chociaż na początku miałam pewne zastrzeżenia, szczególnie jeśli chodzi o trójkąt miłosny, który oczywiście tutaj znajdziemy. Nienawidzę tego typu tworów, nie wiem, jaka była celowość umieszczenia go w tej powieści i uważam, że cała historia spokojnie mogłaby się bez tego obejść. Jedynym plusem takiej sytuacji było to, że Lara Jean nie zanudzała nas ciągłymi przemyśleniami, którego chłopaka wybrać. Bohaterka była w stanie zdecydować tak, że całkowicie zrozumiałam jej tok myślenia i mogłam tylko przyznać jej rację w tej kwestii. A dalej było już tylko lepiej.
„Do wszystkich chłopców, których kochałam” jest o wiele lepszą książką, niż oczekiwałam. Ja już mówiłam, nie znajdziemy tu ogromnej ilości infantylnych przemyśleń głównej bohaterki – co jeśli chodzi o młodzieżówki zdarza się bardzo rzadko. Dialogi są przemyślane, mają sens i nie polegają tylko na idiotycznych niczego niewnoszących rozmowach. Przy historii stworzonej przez panią Han można naprawdę miło spędzić czas. Jest to pozycja, po którą polecam sięgnąć szczególnie teraz, gdy za oknem tak zimno i ponuro. Kocyk, ciepła herbata/kawa oraz ta książka sprawią, że na pewno poczujecie się nieco lepiej 🙂
Trochę szkoda, że drugi i ostatni tom tej historii nie został wydany w Polsce. Myślę, że mimo to sięgnę po niego w oryginale, bo jestem ciekawa, jak skończy się ta historia i czy moje podejrzenia się sprawdzą, co do dalszych losów bohaterów się sprawdzą 😉
Słyszeliście może o tej książce? Czytaliście ją? Koniecznie dajcie znać, co o niej myślicie 🙂