Anne Bishop jest jedną z bardziej znanych pisarek fantasy. Moje pierwsze spotkanie z jej twórczością nie było zbyt dobre – polecanej przez wiele osób „Córki krwawych” nie byłam w stanie skończyć i odłożyłam ją z niesmakiem po kilku rozdziałach. Kilka lat temu jednak, podczas zakupów w jednym z supermarketów, zauważyłam przecenioną inną powieść jej autorstwa – „Pisane szkarłatem”. Coś naprawdę mnie do niej przyciągnęło i stwierdziłam, że takiej okazji (kosztowała 9.90 zł, podczas gdy normalna cena okładkowa to 49.90zł) nie mogę pominąć. Niespodziewanie ta książka bardzo mi się spodobała i od paru lat z niecierpliwością czekałam na premiery kolejnych tomów. Niedawno nadszedł moment wydania ostatniej, piątej części tego cyklu – części, wobec której miałam pewne obawy.

Recenzja nie zawiera spoilerów z poprzednich części serii „Inni”

Zacznę może od tego, że uwielbiam pierwsze trzy tomy „Innych”. Podczas ich czytania byłam zachwycona światem wykreowanym przez autorkę i różnorodnymi, charyzmatycznymi bohaterami. Natomiast w czwartej części tej serii coś zaczęło iść nie tak. „Naznaczona” nie wywołała już we mnie tych emocji co wcześniej i po jej skończeniu byłam daleka od zachwytu. Nie do końca wiedziałam, jaki będzie piąty tom. Czy dorówna poziomem pierwszym trzem, czy może będzie kontynuował gorszą passę swojego bezpośredniego poprzednika? Niestety, po przeczytaniu bardziej skłaniam się ku tej drugiej opcji.

i-zapisane-w-kartach-inni-tom-5-anne-bishop

W serii „Inni” główną rolę grają postacie fantastyczne. Mamy tu wieszczki krwi, wilki i niedźwiedzie zmieniające się w ludzi, wampiry i wiele innych, dość nietypowych stworzeń. Fabuła skupia się wokół dziedzińca w Lakeside – miejsca, gdzie wszyscy oni żyją.  Świat przedstawiony w całej serii jest stworzony w bardzo pomysłowy, zaskakujący i angażujący sposób. Wraz z biegiem akcji kolejnych tomów Bishop przyzwyczaiła mnie, że w każdej z części odkrywa nowy element wchodzący w skład wykreowanego przez nią uniwersum, tym samym ciągle go rozbudowując. Z przykrością muszę przyznać, że w „Zapisanym w kartach” brakowało mi tego. W trakcie lektury miałam wrażenie, że autorka zdecydowała się bazować tylko na tym, co zbudowała wcześniej i nie dostrzegłam zbyt dużo nowych elementów dodatkowo charakteryzujących świat Innych.

Nie spodobało mi się też, jakie wątki i wydarzenia grały największą rolę w tej książce. Mimo że ta seria dotyczy Innych, bardzo dużą część tej części zajęły wydarzenia związane tylko z ludźmi. Ewidentnie to właśnie na łączące ich relacje i problemy postawiono nacisk w „Zapisanym w kartach”, co zdecydowanie mi się nie spodobało. Mało którego z „ludzkich” bohaterów naprawdę polubiłam, przez co czytanie przez tak długi czas o ich losach średnio mnie fascynowało. Oczywiście, swoje miejsce mają też bohaterowie tacy jak Meg, Simon, Sam, Vlad i Tess, jednak ich wątki nie zostały rozwinięte w takim stopniu, w jakim tego oczekiwałam.

Kolejny element mojego narzekania ściśle łączy się z poprzednim. O ile w pierwszych tomach serii podczas czytania towarzyszyła mi duża dawka emocji, to „Zapisane w kartach” pod tym względem też rozczarowuje. Miałam wrażenie, że przez większą część książki absolutnie nic się nie działo. Kolejne strony mijały, a autorka w dalszym ciągu opisywała przebieg kolejnych, praktycznie takich samych dni z perspektywy różnych bohaterów. Szybko stało się to dla mnie zwyczajnie nudne. Wydaje mi się, że ta książka mogłaby być krótsza co najmniej o 150 stron, gdyby wyciąć z niej niektóre zbyt rozbudowane opisy kolejnych wydarzeń.

Ta powieść była pierwszą książką z serii „Inni”, której zakończenie udało mi się przewidzieć. Już chwilę do pojawieniu się jednego z bohaterów wiedziałam, co się prawdopodobnie stanie na końcu i moje przypuszczenia w dużym stopniu się sprawdziły. Trochę mnie to zasmuciło, bo jednak liczyłam, że zostanę czymś zaskoczona, a wielkiego efektu wow nie było.

etched-in-bone-by-anne-bishop

Czytając moją opinię do tego momentu możecie odnosić wrażenie, że „Zapisane w kartach” to beznadziejna książka, zupełnie nie warta uwagi. Tak nie jest. Moje rozczarowanie wynika z tego, jak genialne były pierwsze trzy tomy tej serii i w ich świetle ta część wypada tak słabo. Piąty tom to nie jest zła powieść – pod dużą ilością aspektów trzyma pewien poziom. Można to docenić biorąc pod uwagę konstrukcję świata przedstawionego – jest on jedyny w swoim rodzaju, stworzony w wyjątkowy sposób. Najlepszym elementem są jednak bohaterowie, a przede wszystkim ci fantastyczni. Autorka w każdym tomie konsekwentnie buduje ich charaktery, dbając nawet o takie szczegóły, jak specyficzny sposób nazywania części otoczenia. Każda z postaci ma swój własny tok myślenia i postrzegania rzeczywistości, świetnie przez Bishop zaznaczony.

W przeciągu wszystkich tomów naprawdę polubiłam większość mieszkańców Dziedzińca. Moimi bezapelacyjnymi ulubieńcami są jednak Simon i Vlad. Uwielbiam relacje, jakie buduje autorka między poszczególnymi postaciami, zarówno te polegające na przyjaźni (której waga zostaje wielokrotnie podkreślona na przestrzeni rozdziałów), jak i nieliczne o charakterze romantycznym. Wątku typowo miłosnego jest w „Zapisanym w kartach” naprawdę mało i jest on tak osobliwy, że wszystkie sceny, w których się pojawia czyta się z przyjemnością <3

Jak  mogliście już zauważyć, piąty tom serii „Inni” wzbudził we mnie mocno mieszane uczucia. Z jednej strony wiele jego aspektów dotyczących w bezpośredni sposób fabuły mi się nie podobało, a z drugiej cały czas byłam pod wrażeniem kunsztu autorki przy kreowaniu bohaterów i relacji między nimi. „Zapisane w kartach” jest na pewno powieścią słabszą, niż pozostałe tomy cyklu, chociaż w ogólnym rozrachunku i tak znacząco nie zmienia mojego zdania na temat serii.

Polecam ją wszystkim wielbicielom fantastyki, którzy mają ochotę przeczytać coś znacznie bardziej oryginalnego niż zazwyczaj. Liczę, że tak, jak ja znajdziecie w niej jedną ze swoich ulubionych serii!

Czytaliście już jakąś książkę Anne Bishop? Macie ochotę sięgnąć po tę serię czy może już to zrobiliście? Jestem bardzo ciekawa Waszego zdania 🙂